– Heedziuuu, jaki masz numerek? Taki w kartę wpisany?
– Hę? Tam gdzieś moja laminięta karta wisi… 8275, a co?
– Hmm, ja mam 8099, jak to możliwe, że mam mniejszy…?
– Bo ja Byłem przyjęty drugi raz! Nie pamiętam tego pierwszego numeru, ale czy to ważne?
– Same w sobie numerki ważne, bo imiona się czasem powtarzają, ale numerek to numerek, jeden dla psa! Nieważne, jaki miałeś kiedyś.
– Ale dlaczego tak nagle cię to ciekawi?
– Bo tak sobie przeglądam… Wiesz, jakie niektóre psy mają stare numerki…? Im starszy numerek, tym dawniej przyjęty…
5320. Ekler.
Widuję go z okien biura. Mieszka w największym kojcu, ma nawet własne drzewo – luksus! I codziennie wokół tego luksusu chodzi… Do kółeczka, ciągle w tę samą stronę, mając zawsze drzewo po stronie lepiej-widzącej. Ekler jest bowiem prawie-ślepaczkiem i czasami nie jest pewny tego, co się na około dzieje; bywa, że przez to odwarknie. Wolontariusze mają jednak sposób na niego. Trzeba do Eklera dużo mówić. Wszystko mu jedno co, może być o pogodzie, można mu wypominać, że się zaokrąglił ostatnio, wszystkie problemy można wygadać. Najważniejsze, żeby czuł, że idzie z kimś…
4886. Dina.
Wydaje się taka jakaś wielka! Przeszłam się jednak dzisiaj do niej i wiecie co?! Toż ona tylko dwa i pół raza większa ode mnie! Myślałam, że co najmniej z 5! Fajna, zgrabniocha taka! Nogi długie, smukła, czarna cała. Wiadomo, że czarne wyszczupla dodatkowo. Prawdziwa panienka. Taka panienka, co to musi poznać, żeby w oczy spojrzeć czy na spacer pójść noga w nogę. Już nie ucieka przed człowiekiem jak kiedyś, ale musi też czasami mieć trochę czasu dla siebie. Prawdziwa panienka, mówiłam…
3966. Niko.
Mały Niko. Chyba za mały, żeby ktoś go zauważył. Nie pozostał jednak niewidzialny dla raka. Rak to takie małe, czerwone zwierzątko, które żyje w rzekach, stawach czy jeziorach, ale jakimś cudem czasami żyje też w psach, kotach, ludziach, w różnych innych futrzastych i niefutrzastych… Nie wiem, jak to możliwe, ale wiem, że kiedy taki rak zaczyna rosnąć nie tam, gdzie trzeba, to potem bardzo szybko wyszczypuje ze środka wszystkie siły… U Niko zaatakował trzustkę i psiaka jest już coraz mniej… Być może nigdy nie przeżył ani jednego, cudownego dnia ze SWOIM człowiekiem. Zdąży poznać, co to jest „mój kawałek podłogi”?
3794. Arni.
Czasami coś za biurowymi oknami skrzypi. To Arni i jego stawy. To znaczy, że ktoś odwiedził staruszka, ktoś przyszedł go podrapać za uchem, wyciągnąć na spacer, niedługi, żeby się stawy nie zatarły! Arni człapie, noga za nogą, ale najważniejsze, że cztery łapki maszerują obok dwóch nóg. Szczęśliwe są to chwile dla Arniego. Szkoda, że tylko chwile. Psia staruszkowatość jest całkiem w porządku, pod warunkiem, że jednak na własnym posłanku, a nie budzie, w której spało już wcześniej tyle psów…
2839. Tiger.
Poczciwina. Piękne ma paseczki i sam niestety ciągle świat w paski ogląda, przez pręty kojca. Przejdzie się na spacerek, przedrepta kółeczko w lesie, nacieszy się dwunożnym towarzyszem, zostanie pogłaskany, podrapany po grzbiecie, co bardzo lubi… A potem znów wraca „do siebie”. Do „swojego” kojca, na „swoje: posłanie. Coraz mniej czasu, żeby naprawdę poznał, co znaczy mieć SWOJE miejsce.
2255. Skoczek.
Nie potrzebuje dużego posłanka, bo wcale nie jest wielkopsem. Nie potrzebuje czesania trzy razy dziennie i kokardek, jego kudełki „się same” układają. Nawet po długim spacerze po lesie nie będzie wstyd z nim pójść w miasto, na szarym nie będzie widać kurzu! Radości ma za trzech, a miłości do człowieka za pięciu. Ostatnio kolejna jego współpsialokatorka pojechała do domu… Będzie musiał tłumaczyć kojcowe zasady następnej koleżance… Faajnie by było, gdyby mógł w końcu usłyszeć: „słuchaj, Skoczek, tu jest twój dom, tutaj twoje posłanie, twoje miski, twój kocyk i twój sznurek do ciągania. Spacery rano, w południe, po południu i wieczorem. Od poniedziałku do piątku śpimy do 7, w weekendy ile wlezie!”…
1872. Sonia… Jeśli Hedziu ma numer 8275… to znaczy, że Sonia została przyjęta do schroniska prawie SZEŚĆ I PÓŁ TYSIĄCA psów przed nim! To znaczy, że tyle tysięcy psów zostało odebranych lub znalazło nowe domy. To znaczy, że tyle razy Sonia słyszała „eeeej! wiesz, że ten pies poszedł do domuu!?”…
Tyle lat oglądania zmian, remontów wiat, chodników, ogrodzeń; tylu ludzi i wolontariuszy ją odwiedzało, podziwiało, głaskało i wyprowadzało; tylu kolegów miała we wspólnym kojcu… Naprawdę jej nie zależy na wiecznym szumie, tłumie, szczeku i gwarze. Pomyślcie sobie, że po wielu tygodniach w centrum miasta nagle znajdujecie się w środku lasu, na pustej plaży, na szczycie góry… Już wyobraziliście sobie ten spokój? Zamykacie na chwilę oczy, powoli odpływacie w sen… A teraz zdajcie sobie sprawę, że Sonia od 9 (DZIEWIĘCIU!) lat zasypia co wieczór z nadzieją, że może zobaczy kiedyś morze, chociaż jezioro też wystarczy… a właściwie to i może zobaczyć tylko własne, naprawdę własne, wreszcie TYLKO jej miejsce w czyimś domu… Może dziś…? Może jutro…?
To nie jest tak, że te psy się nie przyzwyczają. Niedawno, po 10 latach schroniskowania, do domu pojechała Rita. Trochę trzeba było jej pomóc, ale odnalazła się i teraz jest prawdziwą, domową suczką! Jakby mieszkała w domu od zawsze…
Czy to numerek taki nieszczęśliwy? Czy mają psiury czapki niewidki? Czar kto rzucił, złe zaklęcie w którąś pełnię księżyca? Może trzeba pazur kota, pióro orła, sierść szynszyli zagotować w wywarze z kocimiętki? A może jednak zwyczajnie, wreszcie otworzą się drzwi biura i usłyszymy:
– Dzień Dobry! Który pies jest najbardziej potrzebujący? Chętnie przygarnę!
Tylko się pośpiesz, Przyszły Opiekunie…