Od kilku dni spać spokojnie nie mogę, psia kostka! Ciągłe biegi z butelkami, rozlewanie mleka, co to się dzieje!? Spytałam Hedara, bo już jest normą, że jak gdyby nigdy nic, przypadkiem kładzie się tam, gdzie coś się dzieje, w dodatku na środku, więc i tak bez niego nic dziać się nie może…
…ech, jakiś czas temu grzybiarze chodzili po lesie (co w tym grzybach jest, nie mam pojęcia, ale znów dobrze, że byli), może i kilka kapeluszy znaleźli, ale najważniejsze, że trafili na worek… aa w wooorkuuu….. małe, sierściaste, dwutygodniowe kluseczki, sztuk siedem… Każda z czterema łapeczkami, dwoma oczkami i uszkami, i ogonkiem, i paszczką, która zieeewaaaaaa i domaga się jedzenia!
Lećmy od góry… Pierwszy klusek ziewający to Gumiś; drugi to Gusto; trzecia kluseczka, jedyna brązowa i z takim pięknym ozorkiem to Sani; dalej, na dole od prawej jest Busia; potem znów z ziewającą paszczką jest Bunia; dalej przygotowujący się do ziewania Tami; ostatnią śpiącą kluską jest Zunia.
Teraz mają jakieś 3 tygodnie. Powinny siedzieć ze swoją mamą jeszcze ponad miesiąc! Tymczasem ktoś zdecydował, że takie kompletnie nieporadne kluski muszą sobie poradzić w środku lasu, w worku, bez ciepłego mleka, ogrzewania…
Pracownicy mają zajęcie. Przygotowywanie mleka, grzanie, karmienie tych głodomorów co 4 godziny pilnując, żeby nie pomylić, który już jadł; uważając, żeby się nie rozpełzły, masa roboty! To wszystko powinna robić ich matka…
Teraz mamy żłobek, ale i przedszkole było niedawno! Kilka dni pomieszkały u nas już całkiem duże kluchy! Te z kolei zostały znalezione ot tak, w rowie przy drodze…
Dwa czarne chłopaki u góry to Zami i Kabi. Na dole dziewczyny – Gusia, Gunia i Grafi. Ledwo zostały ogłoszone, od razu chętni się dobijali do drzwi, wydzwaniali, pisali, szał! Najwięcej chętnych było na biało-czarne cudo. Niedługo jesień, oby opiekunowie byli równie zachwyceni, kiedy Gunia wlezie w pierwszą kałużę, błoto czy mokry piach haha!
Z takimi maluchami jest masa roboty… Trzeba za nimi chodzić, biegać, pilnować, żeby nic nie zeżarły, nie wlazły, gdzie nie trzeba. Trzeba też pamiętać, że nigdy nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Kundelki mają cechy nieprzewidywalne. Czasami mały szczeniak wyrośnie do pasa, duży zostanie do człowieczego kolana, a kudłata kuleczka ani pomyśli wyrosnąć w górę, tylko się wydłuży do metra! Oby te szczeniaki były tak samo kochane przez całe ich życie…
Schronisko dla zwierząt ma to do siebie, że pełni funkcję nie tylko żłobka czy przedszkola, ale też jest domem (nie)spokojnej starości… (Nie)spokojnej, bo o ile nasi pracownicy i wolontariusze stają na rzęsach, żeby każdy pies miał u nas jak najlepiej, to jednak starsze psy powinny naprawdę odpocząć i poznać, co to znaczy własne miejsce…
Tejlor jest jednym z takich psów, gdzie spokojny i ciepły dom jest baaardzo potrzebny.
Owczarkowate, około dziewięcioletnie psisko. Nie przepada za dziećmi, nie lubi czuć się osaczony, ale to jeden z psów, który byłby czyimś świetnym kumplem, idealnym na spokojne przechadzki, na wspólne leżenie przed telewizorem w długie wieczory. Z jego stawami jest coraz gorzej, a zima coraz bliżej… Jeszcze mógłby się zadomowić u kogoś, ogrzać niemłode cielsko i wypełnić serce…
Jeszcze niecierpliwiej czekamy na dom dla Matii. Trafiła do nas niedawno i już wkradła się w serca pracowników i wolontariuszy. Tak bardzo przypomina Majkę…
Z Matią jest bardzo źle, nie ma co oszukiwać… Jej też oszukać się nie da, ona wie, ona widzi to w oczach pracowników… Nie dość, że ma guzy w pewnym miejscu, to jeszcze przez to, że jej nerki nie pracują, jak na porządne i szanujące się nerki przystało – Matia ma n i e d o k r w i s t o ś ć. We krwi są takie różne dziwne rzeczy, między innymi czerwone kółeczka. Nasza suczka ma tych kółeczek za mało, przez to jest słabiutka… Czekamy na kogoś, kto da Matii kawałek podłogi z ciepłym, miękkim posłankiem… To posłanko to nawet schronisko da! Da karmę, nawet do domu przewiezie! Byle ktoś chciał podarować to, czego w schronisku brakuje – spokój, żeby mogła jak najszybciej nabrać sił… Dom musi być z jak najmniejszą ilością schodów albo z windą, albo domek bez schodów, z ogródkiem. Kuracja Matii będzie trwać z miesiąc, ma podawane takie specjalne, drogie jak pies (z rodowodem) lekarstwo i na bieżąco będzie sprawdzane, czy te czerwone kółeczka się mnożą jak trzeba.
I teraz muszę poprosić w imieniu Matii… Tak się to nie może skończyć! Ja, Wasza najukochańsza Bulbeczka, prosi Was, moich przenajukochańszych Czytacieli – podarujcie jej kawałek podłogi w domu. Jeśli nie możecie – wspomóżcie chociaż jej kurację… Możecie TUTAJ i TUTAJ… Każda monetka się liczy… Pomóżmy jej wygrać życie!
Tak już jest u nas. Raz pracownicy ganiają za szczeniakami z butelkami i mopem, innym razem pomalutku chodzą ze staruszkami, pomagają wstać, podają lekarstwa… Trochę niesprawiedliwe jest chyba tylko to, że schroniskowe psie przedszkole zamyka się równie szybko, jak otwiera… A kiedy patrzymy na posiwiałe pyszczki i te spacery łapa za łapą… mamy nadzieję, wierzymy (pewnie, że tak!) i chcemy powiedzieć: już niedługo, już jutro, na pewno ktoś się zjawi po ciebie! …ale jednak…