Coo too byyła za nooc! Helołpsin był! Helołpsin i Helołkocin! Straszno było bardzo! Ale zabawa za to przednia i co chwilę ktoś biegał i krzyczał ŁUUU i wszyscy się chichrali, naprawdę było w dechę! Co prawda nic nie przebije Dnia Kundelka z zeszłej soboty, bo było z tłuuumem dwunożnych, a tutaj bawiliśmy się sami, ale i tak było zajepsiście!
Patrzajcie tylko, co się działo!
Hrabia Drakiciula głownie siedział i demonstrował kły.
Chodzenie z takimi zębiskami nie jest zbyt wygodne, a jeszcze przy zeskoczeniu można by je sobie połamać… więc Hrabia tylko siedział, szczerzył się i prychał. Wszyscy go omijali z daleka… Całe szczęście, że zamienia się tylko na tę jedną noc w roku, w pozostałe jest całkiem miłym kotkiem! …mam nadzieję…
Była też Kociumia.
Kociumia chodziła po kociarni i mówiła blblblbpfpfpfpfblpf! Inni krzyczeli, żeby zdjęła sobie ten szmatek z nosa, to może będzie się dało cokolwiek zrozumieć, ale Kociumia była tak dumna, że udało się wydrzeć Tabletkowej kawałek bandaża, że ani myślała rezygnować z tak idealnie dopracowanego przebrania.
Po lesie szwędał się Psiuch!
Przerażające to było, bo się świecił jak psu… ee… tego… jak świeżo wypastowana podłoga! Przez to, że Psiuch miał czarne łapki to naprawdę jakby się unosił w powietrzu… Wiecie, taka maaagiaaa… A jak dziki zwiewały! Zwykle to nasi i my zwiewamy przed nimi, specjalnie też nie wychodzimy na spacery po zmroku, a tutaj Psiuch mógł się odegrać i ganiał za dziką zwierzyną krzycząc ŁUUHUHUUUU! Klawo!
Nie mogło zabraknąć Czaropsicy!
Przygotowywała różne mikstury, ale nikt nie chciał próbować… Może i dziwne, ale mi też się nie spieszyło. Ciężko uwierzyć, bo nasi twierdzą, że nie ma takiej rzeczy, której do paszczy bym nie wziął, ale jednak… Raz miało zapach nie ten tego, raz sama za mną goniła, żeby mi trzy garście włosów z ogona wyrwać, innym razem ganiała za naszym dachowcem, bo potrzebowała pół kociego wąsa, a jeszcze innym chlipała nad garem, bo skąd ma wziąć skrzydło nietoperza…
Najwięcej hecy było z Kocillą! Nakapało na nią trochę tej Czaropsicowej mikstury i niech to Tyson! Rozrosło się to tak, że właściwie tylko łapy widziałem, bo reszta gdzieeeeeś byłaaa w góóórzeeee. Musiało to kocionstrum wygrzebać się z kociarni, bo się nie mieściło, a jak się wygrzebało, to poooszłooo w siną dal… Zaraz się zlękliśmy, bo przecież co powiemy naszym?! Się KasiaWu nie doliczy przecież rano! Nie wiedzieliśmy co począć, ale pomyśleliśmy, że jak takie to Kocillowate, to może coś napiszą w tej no, w sieci… I faktycznie, włączyliśmy pierwszą lepszą stronę z niusami i zaraz na głównej, o:
Jeżu kolczasty! I jak to teraz zawołać?? Polecieliśmy zaraz do Tysona, niechże Majkę ściągnie jakoś i niech ona leeci, bo to, co się podziało, to jakieś jest koszmarnie niewytłumaczalne… Kiepsko by było to wytłumaczyć po ludzku, a jak po psiejsku dwunożnym??
…na szczęście Majka zaraz poleciała, Kocillę zagoniła, zamachała rzęsami, dmuchnęła, pstryknęła i Kocilla wróciła do normalnych rozmiarów… uffff!
Po tej przygodzie mieliśmy dosyć, więc tylko wlazłem tutaj, opisałem i zaraz lecimy wszyscy spać… Tylko niech nikt się nie wygada!
I wiecie co…. Bo ja już prawie kliknąłem „PUBLIKUJ”, a jeszcze mnie tknęło coś…. Zajrzałem w statystyki, a tam….. pobiłem rekord z Tysiem… Pobiliśmy rekord w oglądalności i w październiku było…
ponad 7000 wejść na bloga!!!! Nie wiem, gdzie tu się jeszcze brokatem obsypuje i gdzie ładuje konfetti, żeby każdemu przy otwarciu robiło wziuuu na kolorowo… Ale JA świętuję bardzo!!! Bardzo świętuję i ogromnie się cieszę, że to nasze pisanie po nocach i pilnowanie stróża nie idzie na marne!
P.S. Żeby nie było, że nasi nas katują… Żaden zwierz nie został wykorzystany do tego posta. Prócz mnie, sam się wykorzystałem, żeby go napisać! Wszystkie zwierza siedziały pół nocy przy komputerze i nakładały sobie wirtualnie ubranka, taka zabawa też była przednia!
Przebrali się: Czarli za Hrabiego Drakiciulę, Sevil za Kociumię, Wesół za Psiucha, Borówka za Czaropsicę, a Kaszmir za Kocillę.
Dobranoc!