Ile jest ras psów? Ohohohooooooooohoooooo… – tyle. Nie wliczając kundli! Kundle dzielą się na te bardziej rasowe, mniej rasowe, bardzo nierasowe i „jeżu-kolczasty-co-to-za-mieszanka!?”.
Ile ras psów i rodzajów kundli, tyle też jest ich miłośników. I ci miłośnicy też są różni. bo jedni tylko na wygląd zwracają uwagę, a innym wchodzi do serca cały pies, łącznie z charakterem, czasami niełatwym! Bywa też tak, że jak się jeden miłośnik z drugim zbierze, trzeciego złapią, czwartego poznają, piątego jeszcze wciągną, a szósty i siódmy sam się dołączy, to mają oni większą siłę i razem z ogromnymi chęciami pomagają kolejnym psom, do których akurat czują większą miętę! (sama mięta ma nieszczególny zapach, ale podobno jak dwunożny czuje gdzieś miętę, to znaczy, że coś mu się szczególnie podoba… dziwni ci dwunożni…).
Nasi spotkali na swojej drodze już kilka takich grup dwunożnych zakochanych w rasowcach i dzisiaj właśnie o nich będzie.
Kiedyś była bajka o Bajce. TUTAJ ją przeczytacie. Bajka teraz naprawdę ma życie jak w bajcie…… W każdym razie jakiś czas po niej trafiła do nas inna psiolaska posokowca. Garga jej dali na imię.
Baaaaardzo fajna psiolaska! Idealna dla każdego i grzeczna, i taka mocno bardzo posokowcowata. …i niewidzialna… Jakoś tak nikt nie zwracał na nią uwagi, więc jedna z naszych napisała do miłośników takich brązowych, czarnouszatych posokowców z Fundacji Szara Przystań. Przejęli się bardzo! Bo przecież taka piękna, posiwiała, starsza, ale posokowcowa piękna! Z cudownym charakterem! Już szukają domu, już myślą, jak pomóc.
Iiii wkrótce się okazało, że jest dla niej dom! Że czeka! I dom, i dwunożni, i czteronożna jedna, taka sama jak Garga…….. Tylko transport trzeba było poszukać, bo dom był daleeeeko, daleko! Ale już czekał… już był przygotowany…
Nadszedł w końcu ten piękny dzień i Garga wyruszyła w daleką drogę. Drogę z przesiadką. Przesiadka była mniej więcej w połowie, ale na żadnym tam dworcu, tylko w prawdziwym domu…
Garga nie miała pojęcia, co tam robi i wogóle co się dzieje, ale na wszelki wypadek była grzeczna, żeby przypadkiem nie odwieźli z powrotem… Następnego dnia jednak wcale jej z powrotem nikt nie chciał odwieźć, ale powiózł dalej, daleko, daleko… do dwunożnych, do nowej siostry, do domu…
Nie wiem, jak je rozróżniają, nie pytajcie. Na zawołanie na pewno przychodzą obie! Chociaż pewnie to serce im podpowiada, która to Garga, a która to ta druga psiolaska. Kochane są obie jednakowo, dostają tyle samo do jedzonka i głaski też się należą tak samo, ale wiecie, dobrze jednak jest rozróżniać, która na przykład szczepienie ma mieć hyhyhyhyhyhyhy!
Garga znalazła swoje miejsce na świecie (znalazła też śnieg! Ja też chcę!)…
…wypełniła swoje posokowcowe serce najpiękniejszymi uczuciami…
Te dwa zdjęcia wyżej, takie wzyruszające, zrobiła Mariola Orzelska. Pięknie zobaczyła ten siwy pychol przez to swoje czarne, fotopstrykające pudełko!
O brązowych już koniec, teraz o kremowych będzie. Najpierw trafił do nas jeden, pięęęękny tak, że wzdychanie psiolasek słychać było na drugim końcu schroniska! Budyń:
Wiadomo było, że nie lubi samochodów i… dzieci. „Trochę” kłopot, bo przecież się utarło, że goldeny są idealne do dzieci! Znaczy, że zwykle je lubią. A tu trafił się egzemplarz, który jakoś niespecjalnie chce się z nimi zaprzyjaźniać. Umówmy się jednak – są dzieci i dzieci….. Są dzieci grzeczne, rozumiejące, że zwierzak też czuje i że nie wolno mu przeszkadzać, a bawić trzeba się delikatnie i są dzieci, które tego nie rozumieją, nie wiedzą, nie są nauczone, no nie wiem… Są takie dzieci czasami, które zniechęcają psy do lubienia ich… Nie wiemy, na jakie trafił Budyń, ale na wszelki wypadek nasi wyraźnie to każdemu mówili, że owszem, Budyń podobny do golden retriwera jak kropla wody do kropli wody, ale dzieci nie lubi i do domu z dziećmi go nie dadzą. I czekał chłopak… i czekał… Aż wypatrzyli go ludzie z takiej fundacji, co to się nazywa Warta Goldena, którzy takie kremowe cuda znają od podszewki i doskonale wiedzą, czego im potrzeba! Postanowili chłopakowi pomóc iiiii wkrótce Budyń zmienił miejscówkę. Ze schroniskowego kojca przeniósł się dooo…
…goldenowego raju! Budyń to ten najjaśniejszy. Zamieszkał w domu takim, który miał go poznać z każdej strony, który od razu pozlecał wszelkie niezbędne badanka, w którym Budyń dał się poznać jako idealnie goldenowy chłopak! …z tym, że ciutkę niedoszkolony, ale to zawsze można nadrobić. Jak już był poznany z każdej strony i ozdrowiały, poszukano mu domu iiiii znaleziono taki superaśny…
a brudny pies to szczęśliwy pies!
Po Budyniu do naszego schroniska zawitał drugi taki krem… Tylko nikt za nim nie wzdychał, chyba, że z żalu…
…czy ktoś o niego dbał kiedykolwiek…? Czy ktoś czesał…? Głaskał…? Kochał…? Benek miał masę kołtunów, chorą skórę, kopalnię ropy w uszach, był smutny i zrezygnowany… Miało się wrażenie, że on zupełnie dwunożnych nie zauważa, że nie są mu potrzebni do niczego. Wystarczyło jednak, że nasi weszli, że zaczęli go głaskać i widać było, że Benek chce jeszcze… Dwunożni z fundacji od razu się odezwali w jego sprawie! Że pomogą, że wezmą, że już szukają miejsca! Kiedy Benek był podleczony i nasi stwierdzili, że może jechać do domu, od razu przyjechali ci Warci Goldena, zapakowali Benka do samochodu iiii pojechaaaaliii…. Kiedy pokazało się pierwsze zdjęcie w necie, to się nasi zryczeli po pachy…
Tak! To ten sam Benek! Tylko już nie Benek, a Bemol. Bemol, który ma jednak lat… 12… który nie słyszy, który ma oczy już trochę zamglone… który chodzi na tych swoich starych łapkach, jak na patykach, takie są jakieś sztywne… I nikt mu złego słowa nie powie, nikt nie zamarudzi – miał być młodszy, sprawniejszy. Bemol nie przyjechał do tego domu pełnić rolę pięknego psa do pochwalenia się. To ten dom jest gotowy pełnić rolę jego przystani…
Bemol poznał się też z sierściuchami i dopóki nie zaglądają do jego miski – wszystko jest w porządku. Zresztą, jakby miał ktoś wątpliwości…
Trwa walka z chorobą skóry i z uszkami, stare łapki są masowane i codziennie ćwiczą się na spacerach. Po miesiącach (latach…?) zaniedbań, Ben-Bemol znalazł się w raju…
To cudowne, że są tacy ludzie zakochani w rasie, którzy nie patrzą, czy ta rasa jest gdzieś wykropkowana w uchu czy pod łapą, którzy nie boją się tego, że to bida wymagająca leczenia, która może nie ufa do końca każdemu… To nie jest ważne dla nich wcale. SZCZĘŚCIE dla nich ważne jest. Szczęście wymalowane na pysku i serce pełne miłości.
Ja, Ares – DZIĘKUJĘ.
To nie jedyne fundacje, które pomogły naszym zwierzakom i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł o nich napisać. Dzisiaj już za długo by było, bo może słońce wzejdzie za jakiś czas, ale zdaje się, że zaraz dzień się zacznie i nasi do biura przyjdą, więc ja się muszę zmywać!