…i razem będziemy szczęśliwsi!
Wszyscy bywamy smutni. Rzekłabym, że musimy czasami, żeby wiedzieć, co to radość. My, schroniskowce, doskonale wiemy, jak to jest być smutnymi, jak to myśleć najczarniej, jak wyobrażać sobie, że nikt na nas nie czeka i nie doczekamy też żadnych zmian na jeszcze lepsze… I doskonale wiemy, jak to nagle wetchnąć w siebie tę radość największą!
Waran przyjechał do nas baardzo niedawno. Do śmiechu mu nie było…
Prawdopodobnie jechał sobie na jakąś superaśną wycieczkę, ale do celu postanowili dwunożni dojechać bez niego… Dwa tygodnie na nich czekał, aż w końcu ktoś zadzwonił, gdzie trzeba, że tak być nie może! Słońca dużo, jeść coś trzeba, wypadałoby psiurkowi zapewnić jakąś miejscówkę. I tak przyjechał do nas. Oczywiście, że niezbyt pewnie się poczuł, jak zobaczył, gdzie przyjechał, ale zaraz ktoś mu szczeknął, że źle nie będzie, a jak tylko zobaczył uśmiechniętych do niego naszych i wyniuchał, że są dobrzy, to zaraz mu się humor poprawił!
Fire jest w schronisku drugi raz… Chociaż pierwszego pewnie nie pamięta, ale wesołować się nie ma z czego.
Kiedyś przyjechał jako maciupka, biegająca, gruba, puchata kulka. Niemal od razu się nim ktoś zachwycił! Zabrali do domu, odchowali, wyniuniali……. i potem stwierdzili, że im się tutaj mieszkać nie chce, psa przywieźli, odstawili jak do siebie i tyle ich nasi widzieli… A Fire jest terierem, on tak bardzo potrzebuje ruchu, zabaw, robienia czegokolwiek! To rasa stworzona do zajęć! …a tamci nawet mu nie próbowali poszukać domu… Ot – ładny, bierzemy, a potem – nie mamy go już w planach, tu jest pies, tu obroża, do widzenia się. A może on by się sprawdził w nowym miejscu…? Nie dano mu szans… Fire na spacerach zmienia się w wulkan pozytywnej energii! Wystarczy spacer, wystarczy zapewnienie, że jest najfanstastyczniejszym terierem na świecie, żeby z nadzieją patrzył w przyszłość…
Ajzak też wie, co to brak szczęścia…
Przecież inaczej by tu nie mieszkał. Takich jak on, było u nas całe zatrzęsienie, bo akurat nasi przywozili tego terierostwa na potęgę z jednego takiego miejsca… Ajzak przyjechał sam, samiuśki, ale przez to może, że podobnych było pełno, to on jakoś tak się zagubił wśród nich i w domu terierolubnym jakoś już miejsca dla niego brakło… Czeka. W kojcu smutno… Kiedy jednak zapomni o schronisku, kiedy wyobrazi sobie, że oto biega ze swoimi dwunożnymi, kiedy poudaje, że są tylko oni, sam na sam…. To najszczęśliwszy pies pod słońcem.
Azorek mieszkał w kojco-komórce kiedyś. Świata nie widział za wiele, ale na szczęście ktoś na świecie zobaczył jego i dał znać, że krzywda się dzieje. Azorek się zwykle uśmiecha, chociaż tak bez przekonania, półpyskiem…
Gdzieś z tyłu głowy siedzą w nim te krzywdy, których kiedyś zaznał, ciężej mu się wyluzować, ciężej złapać trochę radości na spacerze. Łatwiej z tymi, których zna najlepiej, oni go rozumieją, nie oceniają… Mało ma chwil takiej prawdziwej, psiej, szalonej beztroski, ale czasami dzika radość w niego wstępuje, czasami się zapomni, czasami nawet ten tył głowy siedzi cicho i wtedy jest tak:
A kiedy zwierzak, który do tej pory był ostrożny, stonowany albo czasami burczał z niepewności, nagle, po raz pierwszy wywali się na plecuszki, to nie uśmiechnąć się nie da i to zostaje na dłuuugooo!
Możesz nam podarować to szczęście. Może na chwilę, może na zawsze.
My Tobie też podarujemy. Może poczujesz to każdego ranka, kiedy przyjdziemy Cię obudzić, może każdego wieczora, kiedy przy Tobie zaśniemy, może przez cały dzień, kiedy pouśmiechamy się do Ciebie za każdym razem, kiedy na nas spojrzysz, a nawet, jeśli się odwrócisz, to nam uśmiech z paszczy nie zniknie… Może tak będzie… A może przynajmniej się wedrzemy do serca, może zajmiemy myśli… Może wyjdziesz z tą naszą radością zachowaną w pamięci i będziesz sobie o niej przypominać, kiedy będziesz mieć gorszy dzień…
Jesteśmy dla Ciebie każdego dnia. Czekamy.
Bądź też chociaż trochę dla nas…
Na koniec mały PeeS. Bo my tak ze Stańką zrobiłyśmy inspekcję półek ostatnio. Chciałyśmy powiedzieć, że nic na nich nie leży. Żeby się upewnić, że naprawdę są puste, postanowiłam się poświęcić…
Jak widać – są całkiem niepełne.
Jesteśmy zwarte i gotowe do kontrolowania jakości przynoszonych dóbr.
Mitka sprawdzała też nośność.
Ciutkę się ugina, ale da radę.
Ach – w celu usprawnienia testów organoleptycznych uprasza się nadrywać worki z karmą i zdejmować wieczka puszek – mogą ranić ozorki.
Dziękujemy.