Nie licz. Trwaj.

Mieszkała w schronisku 2466 dni. Z krótką przygodą „domową”, kiedy to miała mieszkać w rozpadającej się budzie w ciasnym kojcu, ale nasi ją zabrali do schroniska, za co dziękowała miliardkroć przez kolejne dni.

Psiolaska, ale czasami mówili, że była czołgiem, bo lazła przed siebie ile sił w solidnych łapach i porządnie nakarmionym cielsku. Przy tym łagodna jak miś, śliczna jak z obrazka, ale jakoś czas mijał i nic… Aż tego 2466 dnia po raz ostatni przekroczyła bramę schroniska.

1172 dni. Tyle mieszkała u siebie, wśród swoich, ilu by ich nie było. Dzielnie znosiła kolejnych lokatorów na odchowanie, niektórzy zostali na zawsze, większość jednak przychodziła, robiła w domu rewolucję i wyjeżdżała ku nowym przygodom. Ona zostawała razem z kropiastym psiumplem i bandą sierściuchów, nastawał spokój.

…i tego 1172 dnia zostali bez niej…

Sara odleciała, żeby biegać bez bólu, na wszystkich sprawnych i zupełnie całych łapach, żeby merdać puchatym ogonem, żeby z uśmiechem taranować krzaki i dla zabawy gonić dziki…

Było już źle, każdy wiedział… Ledwo jedno coś wycięli, już obok rosło drugie…

Jak nie jedna łapa nie domagała, to druga coś słabowita była, jak nie z jednej strony coś puchło, to z drugiej, jak nie na udku, to pod pachą nagle, a to przeklęte słońce jakby nie miało kiedy grzać….

Ledwie wczoraj zasnęła zmęczona i… już się nie obudziła…

1172 dni. Ile by ich nie było, wystarczy raptem kilka, to już jest tak bardzo dużo. I chociaż to tak mało w porównaniu do czasu spędzonego w schronisku, to o tym nie ma co myśleć. Ważne, że te dni były i wymazały wszystko, co działo się wcześniej.

Nie patrzcie, że to się nie zgra, że nie przegonicie tych dni schroniskowych. Nie myślcie, że już za późno czy coś. Przecież to Wy, dwunożni, powtarzacie, że lepiej późno niż wcale, prawda? Właśnie.

Ale na przykład Bandżi, mimo tego, że spędził w schronisku już dni 1800, u Was spędzi ich więcej, to mogę zapewnić!

Szarik? Hmm…

Jest sporym psem, ale powinien być u Was jednak dłużej niż te 1562 dni, które mu wczoraj stukły….

…a Borka…?

…albo w ciutkę gorszej sytuacji – Luger…?

Borka spędziła w schroniskowym kojcu 2251 dni. To już jest tyle, że byłaby ogromną szczęściarą, gdyby przebiła ten wynik w domu. Luger natomiast… 2660 dni. Tyle dni temu przyjechał do naszego schroniska. Luger ma już 11 lat. Niby, bo jakby wiecie, z papierkami nie przyjeżdżamy; moooooże kilkoro z nas miało kawalątek karteluszki z tekstem w rodzaju „ma na imię Diana, ma 3 lata”, poza tym to trzeba zgadywać. Wracając do Lugera… zakładając, że ma lat 11, to za 2660 dni bęęędzie mieeeć…. gdzie ta moja reszta paluchów… 18 lat będzie mieć. Hmmm…… Nie jest to niemożliwe, ale czy u byłego schroniskowca również…?

Nigdy nie będę nikomu szczekać, że należy się spieszyć z adopcją. Nigdy przenigdy nie należy tego robić. Znaczy wiecie, można sobie ot tak pogadać czy coś, ale żeby tak całkiem serio to nie, bo to nie na tym ma polegać. Zresztą, czy to istotne, żeby przebić te schroniskowe dni? Ważne, że chociaż rok, chociaż miesiąc będą u siebie, chociaż kilka nocy prześpią w ciszy i spokoju, i obudzą się witając Cię najradośniej, jak to tylko możliwe… Po prostu poszukajcie tego miejsca dla zwierzaka w swoich domach i sercach, zawitajcie do jakiegoś schroniska (bo przecież rozumiem, że nie każdy ma do nas blisko), porozmawiajcie z dwunożnymi, popytajcie, pochodźcie na spacery, znajdźcie najidealniejszego przyjaciela, czy to psiego czy sierściuchowego… A potem niech każdy dzień będzie najpiękniejszy ze wszystkich…


Na koniec jeszcze kilka słów o Plutku. Niewielki to psiaczek i przyjechał do naszego schroniska po tym, jak go kolejny raz potrącili jego dwunożni jeździdłem i stwierdzili, że przecież chodzi, to znaczy, że wszystko w porządku…. W przeolbrzymim skrócie – Pluto trafił do nas, potem staruszek wpadł w oko pewnej dwunożnej i jak ona się głowiła, jak by tu przekonać drugą połówkę, to ta druga połówka sama chyba stwierdziła, że taki starutki Plutek jest im pisany. Czy jakoś tak. W każdym razie psiątko trafiło do domu, w którym zostało pokochane z miejsca i on sam pokochał chyba jeszcze szybciej. Całe życie przeganiany z kąta w kąt, miał żyć i nie przeszkadzać. Nagle zyskał DOM i… nie chciał z niego wychodzić. Na spacery to tylko za róg, niechętnie, girkę byle podnieść, zadek wystawić na wiatr iii szybciuchno, prędko DO DOMU! …widok koślawego, ledwo kuśtykającego psa lecącego ile sił w drewnianych łapeczkach z powrotem za furtkę – nie da się zapomnieć.

W każdym razie – Plutkowi dwa lata zajęło wyjście na luzaku do ogrodu. Dwa lata.

Tyle czasu na zrozumienie, że nie musi tak bardzo pilnować tych drzwi, podłóg, miseczek i posłanka, nie znikną mu. Ile będzie ich potrzebował, tyle będą na niego czekać…

I to właśnie powinno być najważniejsze. Nie – ile będzie dobrze, ale – czy będzie, a z Wami wiadomo, że to możliwe.

I niech po prostu szczęście trwa…

2 komentarze

  1. Jakim cudem do Szarika nie ma kolejki chętnych? Jest przepiękny.

    Jak byliśmy pierwszy raz i poprosiliśmy o pokazanie nam wszystkich psów, które grzeją boks od kilku lat, to w zasadzie każdy miał problem trudny do przeskoczenia dla pierwszorazowych opiekunów – niewidome, bardzo stare, nie mogą chodzić po schodach, nie może być innych psów w domu, nie może być kotów, o mojej absolutnej faworytce usłyszałam tylko tyle, że „ona zabija” i że płot niemal z zasiekami, bo jak ktoś wsadzi rękę to może już jej nie wyjąć albo bardzo gruby problem z lękiem separacyjnym. Dlatego patrzę na Szarika i zastanawiam się CO.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *