Chciałabym nigdy nie wymyślić takiego tytułu. Mogłabym nawet nie być nigdy aż tak dumna z tego zlepku słów. Chciałabym nigdy nie musieć go wymyślać… Chciałabym pisać tylko o radościach, wyjściach do domów, szczęściu, uśmiechach, życzeniach najlepszego, nowego życia… Ale wtedy opis życia schroniskowego nie byłby pełny… Prócz radosnej wiosny i wesołego lata mamy także smutną jesień… W tym roku jest nad wyraz melancholijna…
Majka, przylatujesz ostatnio niezwykle podstępnie…
Zabrałaś Cichego.
W paszczy mu coś wyrosło, a że taki ciężkawy w obsłudze, to nie szło poznać. Jak zauważyli, jak zrobili badania, jak obejrzeli od środka, to już wiedzieli, że nie ma szans, było źle…
Zabrałaś Chromo.
Pies ideał. Cudowny, jeden z najcudowniejszych. Cierpliwy, grzeczny, tylko chyba na swoje nieszczęście za duży. Nie skarżył się nic a nic… Kiedy nasi okryli, że głęboko w paszczy coś mu rośnie, kiedy już go pilnie poumawiali na badania, Chromo się pogorszyło… To było tak nagłe……..
Majka, wzięłaś się też za sierściuchy; przyfrunęłaś po Meltę.
Kolejna grzeczna i najbliższa ideału. Nereczki nie pracowały, jak trzeba, to był ten jej minus, który może kilka razy sprawił, że zrezygnowano z jej adopcji. Było już źle, nasi nie mogli już nic więcej dla niej zrobić prócz pożegnania……
Między nią a Żbikiem było raptem kilka dni różnicy….
Dostojny sierściuch udający, że nic a nic dwunożni go nie obchodzą, ale ciągle przychodzący to przespać się w samochodzie, to w kuchni, coraz bliżej… Bo to był podwórkowy sierściuch, jak Helenka zwana Grubą. Z czasem nasi musieli go wziąć pod większą opiekę, też nereczki mu się rozleniwiły, też było już coraz gorzej, też nasi zdecydowali, że tak będzie dla niego lepiej……
Ech, Majka, dlaczego nie mówisz nam wcześniej nic, dlaczego nie widzimy, jak latasz coraz niżej, jak Twój cień staje się coraz większy…? Może coś by nasi mogli zrobić więcej, może coś bym im szepła czy jak… A może Ty wiesz, że nie ma szans, może nie chcesz dawać złudnych nadziei, może….
Przecież Asiora też zabrałaś zupełnie niespodziewanie…
Dzielny był z niego chłopak. Najdzielniejszy! Kiedy nasi się nad nim na początku litowali, ten warkolił, bo przecież nic mu nie jest, a miał wtedy strzaskaną miednicę i ledwo mógł się ruszać. Potem też wolał traktowania na równi, jak kumpla, dlatego niewielu mogło do niego dotrzeć, nie był milusim owczarkiem dla wszystkich. Nic a nic nie pokazywał, że coś go boli… Jak zaczął kaszleć, to już na całego. Nasi się wzięli za badanka, a tam…. Zamiast płucek tylko ramki wypełnione plamami i chociaż to wyglądało, jakby Asior piłki nosem wciągał, to naszym nic a nic do śmiechu nie było……
….spojrzeli tylko w niebo i już widzieli kudłate, majkowe kopytka…
Majka, powiedz, a co z dzieciakami……? Czy Lusterku wyrosły w porę skrzydełka, czy zabrałaś go na grzbiet…?
…a Procyonowi…? Przecież on ledwo nauczył się chodzić…
…może schowałaś go pod faflem, żeby się nie bał…? Chorują te sierściuszątka na potęgę, na takie choroby, że nawet nie przepiszę z ich karteluszek, jakiś literkowy dramat. Obrzydliwie podstępne i przychodzące niespodziewanie, rozwijające się bez żadnego najmniejszego objawku czasami, nie daje naszym szans…
Romeo chorował bardzo długo, ale kto wiedział, że jego dni liczą się już na palcach jednej łapki…?
Tabletkowe przychodziły z torcikami każdego dnia, stały zestaw znały już na pamięć. Pewnie jeszcze nie raz wypełnią kubeczek z jego imieniem zanim ręka zastygnie, bo przecież Romeo odleciał…
….i kiedy…. kiedy nasi po tych pożegnaniach w ciągu raptem jednego miesiąca, mówili do Popsa, żeby się trzymał…..
To ledwie kilka dni temu po raz kolejny rozkleili się zupełnie… Przecież Pops to było kilka kilogramów ciałka i kilkadziesiąt charakteru! Kłapiący, podwijający fafle na widok większości naszych (ale ci się nie dawali!), niedający się tknąć. Nie było łatwo dostrzec, że i jemu w pyszczku coś urosło…. Nasze wetka mu usunęła guzika i wysłała do takiego specjalnego badania, które określa, czy to bezczelne było, czy nie. U Popsa wyszło, że najbezczelniejsze… Nasi wiedzieli, że to kwestia czasu, że bardzo mała kwestia… ale nie myśleli, że to kwestyjka… kwestusia… Kiedy znaleźli kudłacza w jego pokoiczku leżącego bez sił, kiedy wzięli go na ręce, a on… nie protestował nic a nic… kiedy go głaskali, a on… poddawał się zupełnie bez ani pół warknięcia………. to tylko spojrzeli w górę…..
Tak, Majka, już trzepotałaś sierściastymi skrzydłami nad schroniskiem…. Tej jesieni byłaś już tyle razy, że pewnie schudłaś nie do poznania!
Nie opisałam wszystkich Twoich przylotów. Sierściuszkowe dzieciaki odchodziły najczęściej, przecież tu na każdym kroku czeka na nie jakieś choróbsko. Wolałabym, żeby w takiej ilości czekały na nie domy, chociażby takie chwilowe…
Wolałabym, żebyś pasła się na zielonych łąkach i żebyś wcale nie musiała przylatywać, chyba żeby ukradkiem patrzeć zza krzaka, jak znów ktoś wyrusza do najlepszego domu. Wolałabym, żebyś dała odpocząć naszym, bo oczy to oni już wypłakali zupełnie. Przecież wiesz, że czy to taki kłapacz jak Pops, czy taki niedostępny jak Asior, czy to starszy i dobrze znany sierściuch, jak Melta, czy zupełnie nowe sierściuszątko, to naszym tak samo jest smutno i przykro, tak samiuśko chlipią po kątach sklejając rozpadłe serca…
……
….
.
…bo w takim miejscu jak u nas, radość i smutek w jednym mieszkają boksie…zysk spaceruje ze stratą…trzeba się przyzwyczaić, choć trudno…
?
??????♥♥♥
?
…no pewnie że smutne i trudno dobrać właściwe słowa RAK to okropna choroba dotyka ludzi no i czworonoznych tez walczy organizm ile może i wszyscy w koło ale przychodzi ten czas gdy właśnie co mozna zrobic to utulic i pożegnać….
Tyle już zwierząt pochowałam….pewnie nigdy to się nie skończy…..ale marzę sobie,żeby nie umierały w cierpieniach…..staram się,bardzo się staram,ale nie zawsze mi się to udaje…..na działkach trudno to ogarnąć.Oby w schronisku odchodziły godnie….