….mrmrmrymry… ….mrmrymrymry…

…dajcie spokój, jak straszno jest ostatnio! Nie dalej, jak kilka dni temu siedziałyśmy obie ledwo-ledwo, bo nam się tak girki telepały, że ciężko było się na nich utrzymać. Nasi co prawda zrobili nam popołudnie z najnowszymi hitami ostatnich lat….

Ale my się nie dałyśmy nabrać. DOSKONALE przez te wszystkie parostatki i inne kochaniejaksiemasz SŁYSZAŁYŚMY mrymrymrmrmrmmry…. Nie błyskało, ani pół kropeluni deszczu tego dnia nie spadło, ale dało się słyszeć te cichuśkie mmrmrmymrymrmymrmr…. Nasi chyba nie słyszeli… W każdym razie wdzięczne jesteśmy, że starali się bardzo udać, że nic się nie dzieje i że codziennie nam to radio tak się drze, ale nasze uszka swoje słyszały.

Ojeny, dobra no… Wiemy, że nie grzmotło ani razu…. Ale żeby nie było, że nam się coś wydawało i to było tylko w naszej głowie, przeszłyśmy się trochę…. mrmrmrmmrymrymrm…. co prawda mało nie zeszłyśmy po drodze, ale czego się nie robi dla dobra sprawy. Wrrredaktor nie być taki miętki!

Najpierw na kociarnię nam się poszło. Jak się w nas wielkie gały wlepiły, to wiedziałyśmy już wszystko!

Rabit sam się spytał, czy nie wiemy, co tam, daleko, tak mruczy!

Rabit to taka sierota ostatnia, że musiał wpaść pod jeździdło. Nikt nie widział, ale przez co innego miałby mieć połamany zad? Musiał nie patrzeć lewo-prawo-lewo, jak przechodził przez ulicę, a to trzeba! W każdym razie jakoś powoli dochodzi do siebie, nasi go nawet wożą na ćwiczenia, żeby mu tam wszystko lepiej działało. Poza tym pcha się do dwunożnych bezwstydnie zupełnie i zaraz zaczyna warczeć. Znaczy dla mnie to nie oznacza nic dobrego, ale nasi mówią, że to właśnie jest super, więc… niech im tam będzie, co ja tam wiem o sierściuchach.

Zajrzałyśmy do innej klatki, a tam wgapiony w okno przestrachany Krówek:

Tego to mnie szkoda jest, bo on do nas trafił właściwie prawie rok temu, a sam jest niewiele starszy. Był takim puchatym, uroczym sierściuszątkiem… Czemu domu nie znalazł wtedy? Pojęcia nie mam… Wiem za to, że Krówek innego życia nie zna – tylko to klatkowe… Widzi przez okno, że jest inny świat, że zielone coś rośnie, że białe po niebie coś pływa. Wie, co to dwunożni i zabawa, bo nasi do niego przychodzą i się z nim bawią, dają na kolana wejść… Ale dom to nie jest. Może ktoś sprawi, że Krówek uwierzy w siebie i w to, że jednak może mieszkać gdzieś indziej… Zresztą – co tam wiara. Trzeba po prostu działać, adoptować i dać dom na zawsze-zawsze.

Z kociarni poszłyśmy dalej.

Zaszłyśmy do Gnomka, który też się wgapiał w niebo. Czyli to nie tylko my! 

Gnomek się zaszwędał do kogoś w naszym mieście. Nie mógł do domu drogi znaleźć…? Albo już nie miał czego szukać, może go nie chcieli… W każdym razie pod koniec zimy przyjechał do nas. Taki może niezbyt merdający jest na początku, ale wystarczy zamachać smakowitą kulką i Gnomek zapomina, o co mi właściwie chodziło i świat zaczyna się mu podobać. Dla kogoś, kto mieszka w nieciekawej okolicy, to taki psiurek idealny jest! Obcemu do domu wleźć nie da, do ogródka też nie bardzo, za to Was pokocha miłością największą! …może nawet potem nie za smaczki…

Na koniec natknęłyśmy się na Pućkę. Stała mrymrając do mrymrającego nieba.  Ona to jest nie do podrobienia! Jest taką prawdziwą, nakolanową przylepą, w dodatku całkiem niewielką. Mniejsza od nas! Przyjechała do nas raptem miesiąc temu po tym, jak przykopytkowała na teren jednej z firm. Chciała może pracę dostać? Ci jednak spojrzeli na nią i udając, że śmieszy ich zupełnie co innego odparli, że na stróża się ta psiolaska jednak nadawać nie będzie… A teraz uważajcie… Bo film będzie. Z Pućką, a jakże. Osoby z cukrzycą proszone są o nieoglądanie jednak, bo może podskoczyć i będzie na nas. 

I jak? Uprzedzałam! Te wymachy tylnymi nibynogami widzieliście??

Teraz zakończenie by jakieś wypadało.

Otóż…

Nie każdy z nas się boi, ale jednak… Takie pomruki to pół biedy, ale kiedy przychodzi już poważne piorunowanie, to wielu z nas się trzęsie w budach… Ja wiem (i przypominam!), że w takich chwilach dwunożni nie mogą nam pokazywać, że to coś szczególnego jest, nie może być jakiegoś nadmiernego miziania, niuniania, cmoktania. Ma być normalnie, bo inaczej będziemy się bać jeszcze bardziej, bo stwierdzimy, że faktycznie jest czego!

….ale no chcielibyśmy się bać przy kimś….. zawsze jest raźniej jednak… A my mamy tylko swoje budy, posłanka, współpsio-i-kociolokatorów…

…a chcielibyśmy… bo przy Was wszystkie smutki i strachy pójdą precz!

Więc jak przemyślicie całą sprawę i już zdecydujecie, że w Waszym domu jest miejsce dla czterołapka, to pamiętajcie, że my czekamy, co…?

Jeden komentarz

  1. :)))))))))))))))))))))))))))))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *