STARTUJEMY Z WIOSNĄ

– Tyson, wyłaź z budy! Piszemy!

– Nie mogę. Chory jestem…

– No masz! Na co?

– Mam… nosówkę!

– Nie łżyj. Byłeś szczepiony. Poza tym stare psy nie chorują na to! Wyłaź!

– I parwowirozę też mam! I świńską grypę…

– Aha, i co jeszcze?

– Wszystko! Nie wyjdę!…

– Tyson, mam coś dla ciebie!

– Połóż przed budą…

– Jeszcze czego! A kruche takie, smaczne. A jak pachnie, czujesz?… Nie chcesz, to nie. Idę!

– Czekaj, zaraz… O matko suczko, jaki ja mam słaby charakter…

Jeśli chodzi o sport, to bezogoniaści mają zwykle głupawe pomysły. Biorą piłkę i ganiają za nią. I kopią, trochę w piłkę, trochę się po nogach. Wrzeszczą przy tym, krzyczą, jakieś kartki sobie dają… Albo ubierają coś na górne łapy i się tłuką gdzie popadnie. Albo przewracają się i wykręcają sobie te łapy… Całkiem jak nasze szczeniaki, w których pełno energii. Myślenia mniej.

Ale czasem, choć z rzadka, wymyślą coś sensownego. Na przykład taki dogtrekking. Czyli wędrowanie z psami. Tu u nas w mieście jeszcze chyba tego nie było, ale może będzie, bo nasi się zainteresowali i chcą takie coś urządzić.

Jak ktoś ma psa, może się zgłosić. Bierze pas, do pasa przypina psa w szelkach, na długiej smyczy, od organizatorów dostaje mapę i według tej mapy rusza na trasę. Musi też mieć wodę i przekąskę dla psa no i dla siebie. I idą. Kto pierwszy razem ze swym psem dojdzie do mety, ten wygrywa. A do przejścia jest kawałeczek. Najmniej dziesięć kilometrów. A bywa niekiedy, że i pięćdziesiąt! I każdy pies się nadaje: startują yorki, chihuahua, a z drugiej strony – owczarki niemieckie i inne wielkopsy. A organizatorzy pilnują i bezogoniastych, którym odcięło tlen – zabierają samochodem z trasy. Hauhau!

To takie ogólne zasady tego nowego sportu. Ciekawe, czy u nas to wypali. Mogłoby, bo i dla psów, i dla ludzi nie ma nic zdrowszego jak taki długi spacer. A bywa nawet tak, że z jednym psem maszeruje cała rodzina, bo i tak można!

Taka wyprawa przydałaby się Belgusiowi, zwanemu też Jack. Od dawna w schronisku siedzi. Przyjechał razem z Rockym, minibriardem i Sissy, owczarkiem belgijskim. On sam też jest takim rasowym owczarkiem. Rasowym i bez szczęścia.

Tamta dwójka szybko znalazła sobie nowe domy, a on został. Mimo że najgorzej z nich znosił pobyt w kojcu. Pisaliśmy już o nim, jak denerwuje się, gryzie miski, budę i co tylko ma obok, co można wziąć do paszczy. Zęby już sobie starł na tym gryzieniu. Cały czas biega i szuka jakiejś dziury, którą mógłby smyrgnąć na zewnątrz. Uspokaja się tylko wtedy, kiedy stawy dają mu w kość, bo mu zwyrodniały. No i kiedy bezogoniaści zajmują się nim. Wtedy tuli się, łasi, przymila – może zabiorą… Ostatnio jedna z naszych bezogoniastych dokładnie na wybiegu go wyczesywała – szalał ze szczęścia, nadstawiał brzuch, lizał ją po rękach…

No cóż, może kiedyś… Może uda mu się tak, jak Kumarowi.

Właśnie, Kumar! Nieszczęsny pies. Mieszany sześciolatek czarnobiały.

 

Przywieziono go kulawego, miał kiedyś złamaną łapę, która źle się zrosła i potem stawiał ją tak nieszczęśliwie, jakby na pięcie… W chodzeniu mu to chyba przeszkadzało trochę, więc nasi postanowili go zoperować, bo wyglądało na to, że tę łapę da się nastawić.

Kumar pojechał na badania i wtedy okazało się, że ma paskudnie popsutą wątrobę. Zaczęto więc ją leczyć. Przez pewien czas psiak brał lekarstwa, a potem – kolejne badania. Niestety, nie polepszyło się, może nawet pogorszyło. A do tego wyszły jeszcze kłopoty z sercem. O operacji nie mogło więc być mowy. Trzeba było ratować Kumarowi życie. Więc kolejne leki… Wszyscy tu marzyli, żeby trafił do dobrego domu, bo schronisko to nie najlepsze miejsce do leczenia tak schorowanego psa.

I stało się jak na życzenie.

Przychodzi tu jedna młoda bezogoniasta, która jak może, tak stara się znajdować schroniskowym psom nowe domy. I tym razem przyprowadziła ze sobą lekarza zza granicy. On tam u siebie ma już parę psów: kulawych, ślepych, schorowanych… I kiedy zobaczył Kumara, postanowił od razu, że go zabierze. Sam jest lekarzem, tylko takim, co leczy ludzi. No więc Kumar nie mógł chyba lepiej trafić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *