Aha, jest mrozik! Ja nie czuję, ale Tyson szczeka, że zaczyna marznąć. Nasi bezogoniaści się jednak przygotowali. Kupili kilkadziesiąt kubraczków dla psów. Różnych rozmiarów i kolorów. Trochę innych, niż w tamtym roku. Z wierzchu mają warstwę ortalionu, żeby nie przemakały, a pod spodem polar. Te zwierzaki, które mają długą i gęstą sierść zimna nie odczuwają tak mocno jak te krótkowłose, amstafy i różne inne Tysony… No więc dla nich te ubranka.
Zaczęli je zakładać. Pozakładali. Niektórym psom w nich twarz… to znaczy, pyskowo. Innym mniej. A inne w ogóle nie znają takich wynalazków i robią, co mogą, żeby się ich pozbyć. Pazury idą w ruch, a jak się da, to i zęby… Szczególnie nieprzystosowani radzą sobie z takim wdziankiem w parę minut. I tak niszczą, jeden kubraczek, drugi… Bezogoniaści mruczą wtedy takie dziwne słowa, zaczynające się jak kubraczek i dają spokój. Za jakiś czas, dzień, dwa, spróbują znowu… Ale wiadomo, nie każdy pies będzie paradował w wynalazkach bezogoniastych.
Tysona na początku zamurowało. Zapomniał, że w zeszłym roku już takim ocieplaczu chodził. I nawet mu pasowało. W tym roku chyba więc też mu podpasuje. Jedyne, czego bezdyskusyjnie nie znosi, to kocyk, którym bezogoniaści zasłaniają zimą wejście do budy (żeby wiatr nie wiał, zimno nie wlatywało). Przed wiatrem to może i zasłania, ale widok też zasłania, a na to Tyson się nie godzi. Więc w strzępy!…
Kiedy przyleciałam do niego, stał w tym kubraczku i zerkał podejrzliwie, czy aby nie zacznę się śmiać. Zrobiłam więc minę Kamiennego Pyska i zagnałam go do pisania…
No to jestem zagnany i piszę…
Takiego kubraczka i kocyka jak te moje nie będzie potrzebować Aza. Młoda, ale duża, silna i żywiołowa kundelka, która parę miesięcy siedziała w schronisku. Jedni bezogoniaści ze wsi, spod dalekiego miasta, wypatrzyli ją sobie na stronie internetowej. Najpierw wydzwaniali, dowiadywali się o nią, poznawali na odległość. A wreszcie postanowili przyjechać. Wyglądali i pachnieli całkiem sympatrycznie. No i przyjrzeli się Azie z bliska i na żywo. A ona im też.
Na oko nieźle. I z jednej, i z drugiej strony. W takim razie trochę zabawy na wybiegu. Poszli. Zaczęło się ganianie, skakanie, rzucanie patyka… No, właściwie to ładnego kawała gałęzi. Aza aportowała, jak chciała. Raz gałąź przyniosła, raz nie, raz położyła, raz podrzuciła… No i za którymś razem podrzuciła mocno. A bezogoniasta właśnie schylała się, żeby tę gałąź złapać. Gdyby akurat miała otwarte usta, to by złapała zębami… Nastąpiła obustronna konsternacja, a potem wzajemne wyjaśnianie i przepraszanie. Tylko czekaliśmy, jak zaczną sobie buziaki dawać!
Po tym wydarzeniu bezogoniasta stwierdziła, że znalazła psa-marzenie. A bezogoniasty się z tym zgodził! A tego to się nie spodziewaliśmy. Aza ją kijem, a oni… Może tak właśnie trzeba z bezogoniastymi?… Pies się uczy przez całe życie. Zresztą, kto zrozumie bezogoniastych?…
Później jeszcze poszli, zdaje się, na spacer, a potem dopełnili formalności i Aza odjechała. Będzie mieszkać w domu, a do dyspozycji będzie mieć duże podwórko i pola lasy…
W ogóle fajnie. Dwa dni wcześniej poszedł Maszek, który razem z nią siedział w jednym kojcu. A teraz ona. Tak tu sobie myślimy, że to może jest szczęśliwy kojec i że następni jego lokatorzy też szybko znajdą sobie nowe domy…
Paden także nie będzie potrzebował ocieplaczy. Jest mały, czarny, kundlowaty czyli najfajniejszy. I dorosły też. Z nim to było tak. Miał swojego bezogoniastego, ale on bardzo zachorował i trafił do szpitala. No i tak jest w tym szpitalu, jest, jest i chyba… tfu, odszczekać! A Paden przyszedł do nas. I siedział sobie.
Pewnego dnia, niedawno, trafiła do schroniska jedna bezogoniasta. Przyszła psa sobie wybrać. A razem z nią przyszła inna – żeby doradzać. Tą inną znamy, bo jakiś czas temu wzięła ze schroniska Kręciołka. I z tego, co wiemy, lepiej psiak trafić nie mógł!
Chodziły więc sobie bezogoniaste po schronisku i oglądały. To tego, to tego… No i ta, co miała wybrać psa – nie wybrała. Za to ta druga zobaczyła Padena.
No i teraz Paden żyje sobie z Kręciołkiem!
A nam się ciepło aż zrobiło na serduchach. Gdyby więcej takich bezogoniastych, to nie trzeba by nam wcale ocieplaczy!