Smutno w biurze było pewnego dnia. Dzień piękny – tylko na spacery chodzić, tylko się cieszyć i dawać radość. Jednak, kiedy jedna nasza kochana pani Opiekunka weszła do biura – czułam, że coś się stało. Przywitała się, ale tak jakoś… smutno, głos jej się łamał… Wiadomość najgorsza z możliwych. Pożegnała jednego z czworonogów. Takiego, co był najbardziej jej niż kogokolwiek innego…
Był jednym z tych stworzeń, które w lustrze widziały siebie zupełnie inaczej i uparcie twierdziły, że odbicie jest prawdziwe.
Lustro przedstawiało co najmniej dobermana. Duży, silny, dostojny, dumny.
Przed lustrem stał na chwiejnych cieniutkich nóżkach, z rozwianą siwą grzywką, z krzywym ogonkiem – Czaruś.
Przyjechał jako starszy, schorowany psi gentelman, od właściciela, który nie chciał się nim dłużej opiekować. Bo brzydki? Stary? Z guzem? Ludzie naprawdę czasami mają dziwne powody przez które pozbywają się zwierzaka, a jeszcze kiedy ten czworonóg był z nimi tyle lat! Tyle lat, to jest niepojęte, to się w psiej i chyba w żadnej głowie nie mieści!
Podpytałam i Hedara i Kotencję i moich najmilejszych pracowników wzięło też na wspominki, stąd wiem co nie co. Czaruś jakiś czas mieszkał w biurze. Jak ja teraz. Przez jakiś czas miał nawet swoje zadanie – był opiekunem Wika. Wik był poważnie chory, nie bardzo wiedział co się dzieje wokół, ale ten doberman w skórze pinczerka dzielnie i cierpliwie go pilnował, nie odstępował na krok. Jaki Czaruś był, taki był, na przykład potrafił też ostro zbesztać inne psy – bo deptały mu schroniskowy chodnik, bo machały ogonami w lewo zamiast w prawo czy ziajały po spacerze zabierając mu tlen (to nic, że były 3 metry od niego); ale Wika pilnował jak nikt…
Od tamtej pory Czaruś w Schronisku tylko bywał (zazwyczaj śpiąc) i razem ze swoją osobistą Pielęgniarką jeździł do prawdziwego domu. Czasami się śmiały z niego psy, że już się zrobił tak stary, że musi mieć stałą opiekę medyczną i że burżuj jeden, ale on tylko powarkiwał pod wąsem i jakby mógł, to by piąstką poodgrażał. Psu jednak bardzo ciężko łapę w pięść złożyć a często by się przydało!
Z Zenonem bardzo się też polubili, Czarek chyba przypomniał sobie Wika i Zenka też na krok nie odstępował. Niestety znów przyszło odlecieć za Tęczowy Most i tym razem przekroczył go ten mały, dzielny staruszek z dobermanem upchniętym w środku…
Czaruś trafił na najlepszą Opiekunkę z możliwych.