O rozstaniach i powrotach…

Kilka dni temu, właściwie kilka nocy temu, śpimy sobie z Hedziem na swoich posłankach, powoli przychodzi pora na przewracanie się na drugi bok… A tu drzwi się otwierają, wchodzi jedna z naszych i mówi „Ernesta przywiozłam!”. No co to się wyprawia! Jak to tak „przywiozłam”? W środku nocy?? Hedar ledwo mógł powieki odkleić, mi też zanim zaczęły trybiki pracować, to ta nasza zniknęła, pewnie spać poszła…

Ledwo zasnęłam! Hedar zaczął chrapać zanim się drzwi zamknęły oczywiście… Rano musiałam czekać, aż ta nasza przyjdzie znów i wszystko opowie!

Pamiętam Ernesta. Nie oszukujmy się, siedzę tu 10 lat… Psiak trafił do nas, bo się błąkał bezpańsko. Szybko okazało się, że jest bardzo grzeczny i musiał być domowy. Jak go raz wolontariusze do domku ze smyczami wzięli, to zaraz wlazł na krzesło, pokręcił się trzy razy w kółko i położył. Jak w domu!

Pewnego dnia znalazł w końcu swoją nową pańcię i wspólnie im się żyło bardzo dobrze. Nawet przysyłała wieści po adopcji, sielanka!

A całkiem niedawno… jedna z naszych zaczęła widywać Ernesta w towarzystwie kogoś innego. Nie pani, a pan prowadzał Ernesta i taki… nie do końca wyglądał na odpowiedzialnego, ale właściwie psu się krzywda nie działa, zadbany był, z rozmowy wynikło, że pani nie chciała już mieć psa, do schroniska szkoda oddać, więc on przygarnął… no to faktycznie w domu lepiej niż w schronisku, a nasi stwierdzili, że posprawdzają wszystko po kolei.

Z właścicielką nie szło się skontaktować zupełnie. W końcu zadzwoniła sama…

„…bo ja trafiłam do szpitala i pies trafił do znajomej, a potem znajoma go oddała… potem miesiąc minął, minął drugi, i tak dzwonię teraz …wiem, że trzeba przepisać umowę, ale to taki pan, który nie chce żadnej umowy… ja wiem, że się nie wywiązałam, ale ja to biorę na siebie, niech to będzie na mojej umowie, trudno. Wiem, że pan nie jest super jakiś i że często psa puszcza samopas, ale co ja już poradzę na to…”

….no przecież! Nic nie poradzić nie można! WRRR!

I właśnie ta „nasza” prawie w środku nocy spacerowała ze swoim psem po osiedlu. Zobaczyła w pewnym momencie pod krzakami coś czarnego… Podeszła bliżej, a to czarne „coś” podniosło głowę… Ernest! Od razu stwierdziła, że oooo nieeeee, tak to nie będzie! Zaprowadziła swojego psa do domu, Ernesta pod pachę wzięła, wsiadła w samochód i popędziła do schroniska.

Czeka Ernest na kolejnego właściciela, tym razem najodpowiedzialniejszego na świecie!

Nie tylko Ernest wrócił… Wrócił też Briko.

Adoptowany jako roczny młodziak. Jakiś czas później pojawiło się ogłoszenie „oddamy psa, uwielbia dzieci, mamy psów już kilka i się przestajemy mieścić, poza tym rodzina się powiększa”… Przy okazji zapomnieli o „rozpieściliśmy psa, teraz się nie słucha i dominuje”. Pies trafił do domu z dzieckiem i okazało się, że taki mały bąbel to dla Briko „coś”, co zdecydowanie może sobie podporządkować… Zrobiło się niebezpiecznie dla dwunożnego bąbla! Oooooj nieee, tak być nie mogło, psiur wrócił do poprzednich właścicieli, którzy dalej szukali mu domu, aż w końcu po prostu go oddali, bo „pies za bardzo chce dominować”.

Zwierzaki są różne. Albo takie ciepłokluchowate, z którymi można zrobić wszystko kiedy się chce, albo takie niezależne, które mają swoje zdanie. Briko akurat do tej drugiej grupy należy. Owszem, będzie super psem, świetnym kumplem na spacerach i do zabaw, ale zdecydowanie nie jest dla kogoś, komu nie przeszkadza, że pies na głowę wejdzie, bo potem nie będzie różowo. Z Briko trzeba pracować, psisko musi mieć prawdziwe stado, w którym będzie znał swoje miejsce. Psu wcale od tego nie jest źle! Pod warunkiem oczywiście, że wszystko jest na pokojowych zasadach i oparte na dobrym szkoleniu pozytywnymi metodami! Tylko ta relacja człowiek-pies musi być dla zwierzaka jasna.

Briko czeka na stado…

Ostatnio wrócił też Rex.

Rex jest super psem. Takim przyjacielskim, radosnym, lubiącym zabawy i inne zwierzaki… W dodatku jest młody, a to jedna z ważniejszych rzeczy u większości chętnych na adopcję. Został adoptowany, miał być drugim psem w domu. Ten pierwszy czworonogów jednak zaczął go dominować trochę i ponoć nawet zrobił się smutny czy obrażony… Na początku może tak być, przecież zwierzaki muszą się dogadać, ustalić hierarchię. Nagle trzeba się dzielić właścicielem, zabawkami, miejscem na podłodze… Zwykle się takie czworonogi zostawia w spokoju, pilnując tylko, żeby kłótnie nie były jakieś zbyt poważne, ale można też zawołać kogoś, kto rozumie psią czy kocią mowę ciała, podpowie co robić, czego nie i takie tam. Tylko co trzeba? Taaak, chcieć! Nowy opiekun Rexa nie chciał widocznie mieć drugiego psa, bo nie było nawet prób rozmowy z zoopsiopsychologiem… Pierwszy czworonóg ponownie został jedynakiem, a Max wrócił za schroniskowe kraty… Przykro…

Jakiś czas temu wpadła mi w łapy opowieść jednej opiekunki psa adoptowanego kiedyś od nas. Zwierzak po przejściach trafił do cudownego domu, jednak musiał przejść operację, a po operacji wybudził się w psioszpitalnej klatce. Opiekunka napisała po wszystkim: Po operacji, gdy pojechałam po suczkę, zobaczyłam ją i bardzo, bardzo mnie to poruszyło. Była już świadoma, siedziała w klatce i była taka smutna, tak bardzo smutna, że łzy mi napłynęły do oczu. I wiem, że może to narkoza, że działanie środków….. ale zobaczyłam ją oczami wyobraźni w tej klatce za murami schroniska, albo w jakiejś ciemnej komórce, gdzie kiedyś rodziła, bez człowieka… Widziałam, jak bardzo mi ufała poddając się zabiegom przedoperacyjnym… Jej smutek był paraliżujący bo przecież nie wiedziała, że jej nie zostawię. Może pomyślała, że los tylko na chwilę się do niej uśmiechnął.
A potem ten podniesiony wzrok na mnie. To machanie ogonkiem pomimo braku sił, bólu i ten głęboki oddech gdy włożyła głowę pod moje ramię, ta ulga, którą może tylko ja wyczułam ale naprawdę wyczułam…

Zwierzak nie musi przejść operacji, wystarczy, że jednego dnia budzi się w domu, a drugiego dnia w schroniskowej budzie… Jeśli adoptujecie zwierzaka, dajecie mu DOM, dajecie mu SIEBIE, dajecie poczucie bezpieczeństwa, nadzieję, pozwalacie zaufać… Stajecie się za niego odpowiedzialni.

Pomyślcie dwa, osiem, sto razy, czy ten zwierzak jest dla Was. Przyjdźcie przed adopcją trzydzieści trzy razy na spacer z psem, dowiedzcie się wszystkiego co się da, poznajcie go, umówcie się z behapsiowiorystą, wysłuchajcie rad, zapiszcie sobie, co robić po adopcji, żeby było Wam jak najlepiej…

Żeby potem nie było tak bardzo, tak przebardzo PRZYKRO…….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *