Daaawno daaawno teeemuuu, kiedy jeszcze nie wiedzieli, że jestem chory (albo nie byłem…), do schroniska ktoś przyniósł sierściucha z połową uszek…
Nie jakaś specjalna odmiana… Tak mu je zeżarło coś… Poza tym sierściuch był biały jak śnieg i wielki jak… no duży był. Na imię dali mu Gucio, kotoweci zaraz leczenie obmyślili, a sierściuch się dawał, bo to taki typ był i kuracja trwała w najlepsze. Po jakimś czasie zgłosili się właściciele, że to ich Puszek jest, nie żaden Gucio, że im gdzieś się zapodział i te uszka to takie straszne, ale oni leczyć będą, a przynajmniej Puszek będzie w domu! Nasi nawet sprawdzili potem i faktycznie Guc… Puszek miał się lepiej.
….za jakiś czas ktoś przyniósł do schroniska…. białego sierściucha z ćwiartką uszek………..
Oszczędzę Wam zdjęć, bo to nic ładnego nie było i bolało od samego patrzenia… Nasi tylko pod nosem powiedzieli coś, czego też mi nie wypada publikować i wzięli się ponownie za leczenie Puszk…. TFU! Gucia! Skoro bycie Puszkiem sierściuchowi nie służyło, to imię Gucio było zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. W głowie mi się nie mieści, jak można było patrzeć na cierpienie swojego przyjaciela i zupełnie nic z tym nie robić! Był zeżerany żywcem przez świerzba i… NIC! Nic ich to nie wzruszało! Se nie będę łap odgniatać na pisanie o nich, nie warto……
Wracając… Gucio u nas odpoczywał i zdrowiał….
…leniwie przeciągając się na wszystkie strony, zachwycając gracją…
…..i wdziękiem…..
Po wyleczeniu sierściuch się przeniósł na główną kociarnię, gdzie przesiedział całkiem sporo czasu. Kolor i wielkość wskazywały na to, że powinien całkiem szybko dom znaleźć, ale chore nerki niestety przekreślały dużo szans…
…aż tu pewnego dnia ktoś postanowił, że ta biel go zachwyca, kocurowatość urzeka, a nerki… nie straszą! Wkrótce Gucio wyjechał w siną dal…
Co dziś u chłopaka słychać? Popatrzcie i poczytajcie. To doprawdy okropne!
…koszmarne!
…straszne!!
…że musiał tyle czekać na taki dom i tyle lat żyć jako nic nie warty jakiś Puszek….
„Witam.
Pamiętacie Gucia – kotka z chorymi nerkami?
Od kiedy adoptowaliśmy go w maju 2016 r. minęło już trochę czasu, ale wiadomo jak to jest – brak czasu na wszystko J
Zostaliśmy przy imieniu Gucio, które dały mu panie podczas pobytu w schronisku 🙂 bo uważaliśmy, że nie ma sensu przyzwyczajać go do innego, mieszać mu w głowie mając na uwadze jego życiowe doświadczenia i chorobę. Poza tym Gucio jest bardzo upartym kotkiem i pewnie nie reagowałby na nowe J Jego upór będzie widać na poniższych zdjęciach J
Kilka lat wcześniej adoptowaliśmy z waszego schroniska Lenkę – wcześniej nazywała się Lindi. Lenka jest przecudownym kotem. Wiem, bo miałam już w życiu trochę kotów. Uwielbiam jej towarzystwo. Jak siada mi na kolana, kiedy siedzę przy komputerze. Kiedy przychodzi do mnie, kiedy mam złe dni, nawet kiedy płaczę z bezsilności. Potrafi mnie pocieszyć swoim towarzystwem i cudownym mruczeniem. Jest grzeczna, nie drapie gdy ktoś ją zaczepia, tylko ucieka. Nie drapie mebli, bo ma do tego drapak, którego męczy kilka razy dziennie.
Ale wracając do Gucia…
Kiedy Gucio pojawił się u nas w domu, Lena niechętnie podeszła do nowego członka rodziny. Przez długi czas warczała i syczała na Gucia, kiedy do niej podchodził i chciał ją powąchać. Pewnie uważała, że to tylko jej dom, to ona tu była pierwsza i Gucio jej się nie podoba. Z czasem przestała na niego warczeć i syczeć, i pojawiła się między nimi nić przyjaźni. Kiedy ona je w kuchni, a Gucio przychodzi też zjeść, to zawsze mu ustępuje miejsca. Chciałabym, aby kiedyś leżały obok siebie tak blisko, że będą się przytulały. Wiem, że potrzebują na to czasu. A mają go wiele, kiedy są sam na sam w domu, kiedy my jesteśmy w pracy.
Gucio bardzo szybko zaaklimatyzował się u nas – po 3 dniach już wylegiwał się na podłodze w słońcu.
Jego choroba nie jest dla nas przeszkodą. Jeździ z nami co miesiąc do weterynarza na kontrolę. Teraz jeździmy z nim co 3 miesiące, bo jego wyniki są w normie jak na kotka z chorymi nerkami. Chyba już przyzwyczaił się do tego, że dajemy mu tabletki, choć czasami się broni pazurkami. Nawet mój synek chętnie bierze udział i trzyma go, kiedy ja mu daję leki.
Gucio lubi nam robić psikusy rano kiedy kręcimy się nerwowo po domu J albo jak oglądamy telewizor wieczorem w sypialni J kładzie się pod telewizorem i zasłania dekoder (i wtedy nie można przełączyć już na żaden kanał).
Albo kładzie na pilota, wtedy też się nie da 🙂
Lena i Gucio mają swoje własne miseczki, choć i tak każde woli zjeść z obcej, nie swojej miseczki J dlatego musimy je pilnować, żeby nie zjadały sobie nawzajem, tym bardziej, że Gucio ma specjalną karmę dla kotów z chorymi nerkami, a Lena ma zwykłą.
Co do karmy, to Gucio jest wybredny. Ponoć jak każdy „nerkowiec”. Wybrzydza. Nie lubi karmy w postaci pasztetów. Woli karmę z kawałkami mięsa i sosu lub galaretki. Ale za to trafiłam w jego gust z suchą karmą. Uwielbia ją. Lena też J i niestety czasami mu wyjada. A jak postawię Gucia miskę na szafkę w kuchni, żeby mu nie zjadła, to wskoczy na szafkę i tam zje. Cwaniara J
Gucio uwielbia się kłaść na mnie. Dokładnie to na moją klatkę piersiową. Zaczął tak przychodzić niedługo po tym jak się pojawił w naszym domu. Jest bardzo uparty. Jak chcę żeby leżał obok mnie, to zaraz uparcie wraca z powrotem i siada na mnie. Jak bumerang!
Ten jego ciągle obecny język 🙂 suszy go non stop 🙂 ha ha ha
Jego ulubione pozycje?
Wygina się jak sprężyna 🙂
Mój synek go uwielbia. Uwielbia się z nim bawić, uwielbia go głaskać i leżeć przy nim.
A ja uwielbiam go za wszystko.
A najbardziej uwielbiam robić mu zdjęcia. Ten jego śliczny pyszczek i bielusieńka sierść – jak śnieg. Moi znajomi się nim zachwycają.
A to kolejny jego sposób na kładzenie się na mnie 🙂 i bliski kontakt ze mną
Natomiast po tylu miesiącach bycia razem – Gucia i Lenki – ich relację są takie jak na zdjęciu niżej.
To jest jedyna najbliższa odległość pomiędzy nimi, na którą pozwala mu Lenka 🙂
Spanie w naszej pościeli jak widać to norma 🙂 małe cwaniaczki chowają się pod łóżkiem, żeby później wyjść spod niego i leżeć na naszej pościeli.
Mamy nadzieję, że choć trochę dowiedzieliście się co u nas słychać i co słychać u Gucia.
Mam też nadzieję, że Gucio będzie z nami dłuuuugo, pomimo swojej choroby.
Ale gdyby nastał ten dzień, że już go z nami nie będzie L, to bądźcie pewni, że przyjedziemy do Was i adoptujemy kolejnego kotka.
Pozdrawiają
Agnieszka, Waldemar i Wiktorek”
…aż mi się oczy spociły… Czy to nie fantastyczne wieści!? I już nigdy nic nie będzie Gucia żarło, już nigdy nikt nie da mu się zgubić, już zawsze będzie pod czujnym okiem swoich jedynych dwunożnych razem z kociostrą Lenką…
Z chorymi nerkami, z tymi resztkami uszek, został pokochany i zyskał nowe życie. Oby jak najdłużej się nim cieszył, oby to szczęście końca nie miało, oby każdego dnia pamiętał coraz mniej to, co działo się kiedyś…
Szczęścia, sierściuszki!