Góra sierściuszątek rośnie…

…a to jeszcze nie koniec i kiedy nasi widzą dwunożnego z kontenerkiem czy pudłem w rękach, to strach ich oblatuje, czy to kolejna „partia”…

Na wstępie jednak chciałbym tutaj psierdecznie podziękować za pozdrowienia! Przekazali mi nasi od dwóch dwunożnych, które przyszły zupełnie osobno i się nie znają, więc to dwa zupełnie osobne pozdrowienia! Specjalnie dla mnie! Musiałem wtedy spać, czy coś, ale przekazano mi jak tylko mi się oko otworzyło. Zrobiło mi się tak fruwająco, że gdyby nie ciężki zad, to bym pod sufitem latał, takie to miłe było! A niedługo to się dowiecie o takim wyróżnieniu, że ohohohohoho! …ale to jeszcze nie dziś.

Wracając do tematu… Co roku jest to samo. Co roku kilkanaście pudeł z sierściuszątkami przyjeżdża do schroniska, bo znalezione na śmietniku, w lesie, pod domem, przy sklepie… I nie, to nie są dzikie sierściuszki, które by zostały wychowane na dzikusy przez nie mniej dziką matkę. Dzikie matki nie zostawiają swoich dzieci w kartonach…

I to nie tak, że nasi nie lubią tych sytuacji, bo nie lubią sierściuchów czy coś, czy nie chcą im pomagać. Nasi bardzo chcą pomóc, ale doskonale wiedzą, jak bardzo kiepskie to miejsce jest dla wszelkich dzieciaków z czterema łapami. Choćby na głowie stawali (ciągle o tym mówią, jeszcze nigdy nie widziałem), to nie są w stanie zbudować takich baniek, do których nie dostaną się te złe maciupkie żyjątka, które choroby przynoszą, i dlatego się potem martwią, czy sierściuszątka dadzą radę. A tu taki wysyp, że coraz mniej tych najbezpieczniejszych miejsc jest, a wręcz rzekłbym, że jakoś tak już zupełnie nie ma…

Przyjeżdżają do nas małe dzikuski, ale potrzebujące leczenia, jak ta zgraja czarno-białych.

Już po nich nie widać, ale miały takie jakieś zielone te oczy i bynajmniej nie chodziło o te kulki oczne tylko o te mazie za powiekami… Już jest lepiej, ale zanim się przyzwyczają do dwunożnych to musi minąć trochę. Maluchom jest łatwiej! Czeka więc trochę bojaźliwy, ale za to uwielbiający gonitwy za piłeczką Hagan:

…podobna z charakteru, chociaż wyglądowo bardziej urocza Hercia:

…już-trochę-przekonany, bo lubiący leżankowanie na kolanach Heksin:

…i najbardziej nieśmiała, ale chyba najurokliwsza Helga (całe szczęście, że po adopcji dwunożni mogą nazwać, jak chcą!):

Fajnie by było adoptować po dwa takie strachulce, to będzie im łatwiej, ale wiem, że nie każdy może…

Takie sierściuszątko zostało za to znalezione samotnie:

Brus przykolegował się do stada kotów wolno bytujących, ale nie dość, że zupełnie nie był dziki, to jeszcze miał okropny katar i o ile może by się jakoś nauczył do życia z innymi sierściuchami w mieście, o tyle nijak by się sam nie wyleczył… Dobrze, że się nad nim zlitowali. Teraz Brus czeka na super dom, gdzie przypilnują, żeby się nigdy nie zgubił.

Po Brusie już nie widać choroby, ale po Katarze owszem. Trochę fuj, ale co zrobić…

Dla niego to też nic fajnego nie jest. Katar nadrabia za to zachowaniem, bo jest niezwykle kociastym kocurkiem, który by nie złaził z kolan. Szybko dochodzi do zdrowia, ale w domu byłoby na pewno lepiej, szybciej, sprawniej i w ogóle….

Kolejne rodzeństwo przyjechało z miasta innego niż nasze.

Nieee, nie ma u nas kanap. Sierściuszątka miały szczęście, że znalazło się dla nich miejsce w domu, w którym czekają, aż je ktoś adoptuje. Nie zagrażają im zarazki, samotność i brak dużej ilości głasków, za to uczą się życia w domu i mogą się kumplować z innymi zwierzakami! Na kapce siedzi Zili…

…Hili…

…Sili…

…i Kinder…

Na pewno się doliczyliście, że na zdjęciu jest ich więcej, ale jeden już mieszka gdzieś indziej, gdzie zostanie już na zawsze-zawsze! Pozostała czwórka jest tak samo miziasta, zabawowa i sierściuszkowo-urocza, więc też znajdzie domy, mamy nadzieję…

…a kiedy nasi mieli już całkiem dużo takich miałczących kompletów, do biura weszła dwunożna i postawiła na biurku takie plastikowe pudło ruszające się od środka…

6 malutkich sierściuszątek i to takich, które powinny jeszcze z matką się uczyć świata… Ktoś je do kartonu przesypał i zostawił pod sklepem. Pudełkowe nadzienie już podrosło i większość znalazła domy, ale czeka jeszcze Basza:

…i Knikje…

One też miały szczęście i czekają na domy u jednej z naszych, ale tak na zawsze zostać nie mogą, więc jak chcesz takiego miziastego zwierzaka, to wiesz…

Jeśli myślicie, że to koniec, to już wyprowadzam Was z błędu! Te maluchy też były znalezione w plastikowym pudle, dla odmiany razem z matką. Obok nich stał kolejny kontenerek z sierściuszątkami…………….. Teraz pod opieką naszych jest jeszcze Preska…

…Okcia…

…Wege…

…i Sepka…

I tu muszę napisać, że podziwiam naszych, że odróżniają Sepkę od Okci a jeszcze te dwie od Preski. Chyba liczą jasne włosy na nosie albo pręgi na ogonie! Te wszystkie czarno-białe to jeszcze bułka z masłem (JADŁBYM….), ale tygrysy to wyższy stopień wtajemniczenia!

…a jakby ktoś powiedział, że to nic trudnego aż tak, bo cośtam się różnią, to patrzcie na te:

Maili

Nila

Meili

Akir

Ha! I kto odważny na wymieszanie zdjęć i dopasowanie?

…zbliżamy się do końca!

Jeszcze wspomnę TYLKO o Zoidi…

…Fraice…

…i Bender…

 

…czyli rodzeństwie z działek, gdzie zostały znalezione same, samiuśkie bez kociomatki, w dodatku o połowę mniejsze niż są teraz…

I nadmienię o Przylepku, którego ktoś włożył do reklamówki i zostawił na ulicy…

              

Sierściuszątko jest jeszcze małe całkiem, więc miejmy nadzieję, że zapomni. Przylepek był chory, ale pod czujnym okiem dochodzi do zdrowia i szaleje po kociemu ganiając za zabawkami albo wylegując się na kolanach. Ma szczęście, że nie musi mieszkać w schronisku. On też czeka na dom u jednych dwunożnych, którzy zgodzili się dać mu ciepły i bezpieczny kąt do czasu adopcji!

Na koniec zostawiłem Mgiełkę.

  Kolejna urocza tygryska o puchatym futerku i ujmującym spojrzeniu! Ją ktoś dla odmiany zamknął w piwnicy… Chociaż niech będzie, może to przypadkiem było, może sama wpadła tam jakimś cudem… W każdym razie darła się strasznie i to ją uratowało! Teraz Jej Puchata Sierściuszkowość czeka na dobry dom!

…wiecie, że było tych miętkich czterołapów więcej? Dużo więcej było i jeszcze sporo będzie. Najgorsze jest to, że można mówić i pisać, i opowiadać, i krzyczeć, i prosić, a wciąż się dzieje to samo! Wciąż ci, którzy mają kociolaski pozwalają na to, żeby się rozpączkowywały i, jak widać, wielu z nich nie interesuje, co będzie dalej… A ja bym chciał, żeby tacy dwunożni mi powiedzieli, czy fajny jest widok takiego malucha za kratami? Czy nie ruszają ich zaklejone od zielonej mazi oczy? Czy nie żal im, że taki jeden sierściuch z drugim nie może oddychać przez katar? Czy kiedy zabierał kociomatce maluchy, to czy myślał o niej, jak ona się czuje? Co zrobi z mlekiem, które jej się będzie produkować, a nikt go nie zje (ja tam nie wiem, nigdy mleka nie miałem, ale słyszałem, że to boli, że groźne jest, bo zapalenia są jakieś czy coś…)? Co będzie z maluchami, które są jeszcze za małe, żeby przeżyć bez kociomatkowego jedzenia i troski? Czy taki dwunożny zastanawia się czasem, czy zostały znalezione w porę, czy jednak odeszły w głodzie, chłodzie, samotności, opuszczone, samotne, obolałe, zmarznięte albo przegrzane, bo teraz lato?

Powiedz mi, dwunożny bez ociupiny odpowiedzialności za zwierzakowe życie – MASZ TY SERCE?!?!

Ktoś mi powie – takie kochane te maluszątka, takie puchate, urocze, słodkie, domy szybko znajdą… Wiecie, że zanim znajdą, to wcześniej spora część może odlecieć tam, skąd się nie wraca i gdzie żadne domy nie są potrzebne? Sierściuszątka pozamykane w pudłach, zawinięte w reklamówki, wyrzucone w lesie mogą nigdy nie zostać znalezione… Te znalezione i zawiezione do schronisk mogą podłapać bakterię, wirusa czy inne paskudztwo i może się nie udać z tym wygrać…

…i jeszcze od tej strony napiszę… Załóżmy, że w czerwcu 50 dwunożnych stwierdza – adoptuję kotka, bo to super zwierzaki i mam wszystko przemyślane. I załóżmy, że w schronisku czeka 50 pięknych, miziastych, dorosłych albo ponad półrocznych kotów, które marzą o ciepłym, spokojnym, bezpiecznym domu od wielu miesięcy. Teoretycznie niemal każdy z nich ma dużo szans, żeby zostać adoptowanym. Wiadomo, że ktoś może szukać rudego, a tu brak, albo ktoś chce zabawowego, a akurat było tylko 10 i już „wyszły” i zostały same nakolankowce. Zdarza się. Aaaaaleeeeeee to wciąż duża szansa dla tych zwierzaków. Przyjeżdża jednak 40 sierściuszątek. Uroczych, puchatych, nieporadnych… Myślicie, że ile z tych 50 osób wybierze jednak dorosłego czy też chociażby półrocznego sierściucha…? Kilka na pewno… KILKA…

I ja nie mówię, że te maluchy mają czekać na swoją kolej te kilka miesięcy. Jeśli już się urodziły, niech znajdą najlepsze domy! …ale można było zapobiec temu, żeby na świat przyszło kolejne kilkadziesiąt kociaków, z których część nawet nie dotrwa do dorosłości, część do końca życia może mieć jakiś problem z katarem czy coś… Łatwo się nacieszyć puchatym sierściuszkiem. Co będzie potem – to już niech będzie problem innych… Napisałem, że przyszło kilkadziesiąt kotów. To tylko pisałem o tych tutaj, które zostały przyjęte w ciągu ostatniego miesiąca czy dwóch… A ile jest takich miejsc i ile miesięcy w roku?

Nie bójcie się, że jak uniemożliwicie kociolasce się więcej rozpączkowywać, to pewnego dnia sierściuchy z powierzchni ziemi wyginą. Już ja Wam piszę, że się tak nie stanie. Po prostu bądźcie odpowiedzialni nie tylko za swojego zwierzaka, ale też za wszystkie, które wyda na świat sierściuch, którego macie pod opieką. Nie jesteś w stanie ochronić tych kilkadziesiąt czterołapków, które Twoja kotka przywlecze w brzuchu do domu, prawda…? Więc zrób coś, żeby nie mieć ich potem na sumieniu…

Na koniec (TAK! to naprawdę koniec!) napiszę jeszcze bardzo ważną rzecz. Jak widzicie maluchy, które sobie żyją na ulicy, są zdrowe, nie mają chęci na kontakt z Wami, to je zostawcie w spokoju! Jak widzicie takie maciupkie całkiem maluszki leżące w krzakach, to obserwujcie miejsce i nie reagujcie pochopnie! Kociomatka może być w pobliżu i po prostu poszła coś zszamać, a przecież nie będzie ciągnąć całej zgrai ze sobą. Taka matka uczy swoje sierściuchy życia w mieście i one dadzą radę! Chyba, że są chore, to wtedy sama ich nie wyleczy… Ale lepiej dla nich zostać w miejscu, które znają niż potem trząść się w schroniskowej klatce ze strachu, bo wszystko nowe, obce i do matki daleko….

Koniec apelu, dziękuję bardzo i gratulacje dla wszystkich, którzy doczytali do końca!

..aaaa teeeraaaz…. Komu kotka…?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *