Ależ się podziało u nas ostatnio! Ostatnio i nie tylko ostatnio, bo i jakiś czas temu, ale też opowiem. Bo wiecie, że nasi jak odbierają czasami zwierza, to potem wysyłają takie pisma do takich ważnych bardzo miejsc, żeby ci, którzy skrzywdzili czterołapa zapamiętali dobrze to, co zrobili, bo przecież jak to tak – odebrane i koniec! I powiem Wam, że to nie takie proste z tymi karami, bo zanim ta sprawa zostanie obejrzana przez sędziego, to musi przejść przez takiego dwunożnego, co wołają na niego prokutaror. I ten dwunożny… znaczy ci dwunożni, bo to przecież nie jeden, tylko różni, to bywa, że przyzna rację, że trzeba rzeczywiście kogoś pozdrowić odpowiednio, a bywa, że sam stwierdza, że tam nie było nic strasznego!
…tak na przykład powiedział w przypadku Pimpka, który wyglądał tak:
…ale protukator stwierdził, że ci dwunożni, co Pimpka nie karmili, nie dawali pić, nie prowadzali do psioweta, i wogóle nic nie robili, tylko pozwalali mu mieszkać i patrzeć się na nich, jak im się dobrze żyje… to ten proturator powiedział, że przecież oni nigdy więcej już nic takiego nie zrobią żadnemu psu, więc nie trzeba karać! …..tak było… Ale nasi wysłali pismo jeszcze raz i taka psiędzina była złota, która powiedziała, że pffffff, jakie umorzenie, żadne umorzenie, bo tu wina taka wielka, że tu jeno dyskutować można o wysokości kary, a nie CZY karać! I tam nawet też nieźle wyszło, bo i monetek musiała zapłacić ta dwunożna trochę, i uważać musi przez dwa lata, bo byle małe coś źle zrobi i pójdzie pomieszkać za kratkami, jak my… tylko ona będzie wiedzieć, za co!
…Pimpek miał trochę szczęścia w tym swoim wychudzonym życiu. Po kilkunastu latach marzeń o miłości i pełnej misce – dostał tyle i jeszcze więcej. Znalazł najlepszy z możliwych domów. Wyroku się doczekał! …a potem w spokoju podreptał na drugą stronę wymazując te złe lata i zastępując je tym dobrym, ostatnim czasem…
A wiecie, że czasami bywa tak, że wina jest tak oczywista, że nawet psiędzia jest taki superaśny, że sam wyrok zapodaje, bez przesłuchiwania na sali i bez zwoływania naszych??
Na przykład w przypadku Frosty tak było! Frosta mieszkała na fotelu pod dachem, bez kaloryferka (tam nawet ścian nie było…), bez jedzonka, kropli wody, za to z psieciuchami pięcioma, z których jednemu tak było zimno, że nie doczekał przyjazdu naszych i tego, no…. odleciał… tylko ciałko pod stołem zostało……
I po jakimś czasie dostali nasi zamiast wezwania na rozprawę – wyrok! Ten dwunożny, dla którego Frosta była tylko dodatkiem do gospodarstwa, musi przez rok pracować za darmo po dwadzieścia godzin miesięcznie, przez cztery lata nie może mieć żadnych zwierząt i musi naszym zapłacić trochę monetek!
A Frosta? Frosta ma się świetnie w nowym domu dalekodaleko:
Ostatnio nasi dostali kolejne pisma o wyrokach od psiędziów! Od prawdziwych psiędziów!
Ast został odebrany dawno temu, bo go jego dwunożni tak po prostu w kojcu zamknęli i wyjechaaaliii w siną dal.
To akurat jest zdjęcie z naszego schroniska. Właściwie to Ast nie ma zdjęcia bez krat. Bo jak na wybiegu miał sesję, to też był zakratowany, znaczy namordnik mu założyli taki specjalny. Cóż, nie jest łatwym psem… Mogło mu się odmienić tak po tym porzuceniu, albo go tak pięknie wychowali, że teraz ma pomerdane trochę między uszami, co zrobić… Nie mogą coś nasi mu przemówić do rozumu, mi się też jeszcze nie udało, ale staram się. W każdym razie Astem się zajmowali rodzice tych dwunożnych i sąsiedzi, ale się sami bali psa! Cośtam mu rzucali do jedzenia, ale nikt nie śmiał do niego wchodzić, się już nie dziwię. Nasi psa odebrali i wysłali pozdrowienia właśnie w tej sprawie do protukatora, a on z kolei dalej iiiii jest wyrok!
Zawyrokowali, że byli właściciele muszą przez trzy miesięce oddawać trochę monetek na rzecz czterołapów i nie mogą mieć zwierząt przez dwa lata. Cóż, no słyszałem o większych wyrokach, ale takie czasy mamy, że trzeba się cieszyć z każdego! I jak zawsze, kiedy psiędzia uznaje winę – pies już nie jest ich i może iść do domu! ……tylko, że to Ast…… Dwunożni, dla których może był super psem, już go nie chcieli… a może byli jedynymi ludźmi na świecie, którzy go rozumieli i potrafili z nim rozmawiać…? A jeśli to właśnie oni go zepsuli i przez nich jest, jaki jest, to wiecie… lepiej, żebyśmy ich z Tysonem nie spotkali!
Inna historia jest taka, że w pewnej maluśkiej miejscowości mieszka taki dwunożny, co mu wszystko jedno, czy pies ma gdzie spać i co jeść, ale ma być i koniec. Tak sobie mieszkała Kejsi z Szeryfem:
Szeryf, ten mały i żebrasty to syn Kejsi – tej czarnej, która żebra chowała pod futrem. Słyszała nawet nie raz od tego „opiekuna” (TFU!), że znajdzie jej kawalera podobnego i będą piękne psieciaki! Wrr… Ich mieszkaniem było to, co tam widać z tyłu – kilka pustaków i to falowane coś, co nasi mówili, że to trujące. Etrenit czy coś. Kejsi była też na łańcuchu, który się plątał i skracał co rusz… Się dogadać nie dało z tym dwunożnym, u których mieszkały te dwa psy, więc nasi wysłali takie pismo specjalne i dostali zgodę na zabranie tej dwójki, a potem wysłali kolejne pismo, żeby odpowiednio może właściciela pozdrowić dodatkowo, żeby jednak bokiem mu trochę chociaż wyszło takie traktowanie zwierzaków…
I nie dalej, jak ze dwa tygodnie temu nasi się dowiedzieli, że sąd zasądził! I to całkiem ładnie zasądził! Cieszyć się można i jest czym! Przez pół roku będzie ten kejsowo-szeryfowy dwunożny pracował po czterdzieści godzin miesięcznie za darmo! To dużo! Nasi mówią, że takie prace to dużo lepsze niż „wyrok w zawiasach”. Jacyś dziwni dwunożni, przecież w zawiasach to drzwi mogą być… ale oni się upierają, że wyrok… Taaaa…… No więc taki wyrok zawiasowy to się ponoć ma i się nie czuje, że się ma, a pracę to trzeba już odbyć i koniec, i się uciec nie da. Prócz tego przez sześć lat nie może mieć psów żadnych!
Kejsi i Szeryf jeszcze przed ogłoszeniem znaleźli dom i teraz, dzięki temu wyrokowi, mogą już spać spokojnie, bo nikt ich stamtąd nie zabierze… A mają najlepsiejszy dom pod słońcem i są nie do poznania:
…niektórzy to nie doczekują wyroków… Wagnerka została odebrana przez policjantów, a wątpliwości nie było ani trochę, że trzeba to zrobić…
W schronisku doszła do siebie, chociaż do ideału był kawałek, a jak skóra w miarę się zasierściła na tyle, na ile miała ochotę, to potem doszły problemy z kręgosłupem. Wam piszę, czasami to żal było patrzeć, tak cierpiała… Poszczęściło się jednak psiolasce – pewnego pięknego dnia zamieniła schroniskowy kojec na ciepły, niezwykle troskliwy dom! Niestety nie na długo…
Posypała się Wagnerka zupełnie… Nie było lepszego wyjścia – trzeba było się pożegnać i psina odleciała na drugą stronę, nie doczekała decyzji sędziów. A sędziowie okazali się psiędziami, takimi prawdziwymi, bo (o)rzekli, że wagnerkowa dwunożna musi pracować dwadzieścia godzin miesięcznie przez miesięcy pięć i nie może trzymać zwierzaków żadnych przez pięć lat! Szkoda, że nie mogliśmy się z Wagnerką tym cieszyć, ale Majka jej już doniosła odpowiednio i było święto na zielonych łąkach.
Każdy wyrok to jest święto. Możecie wierzyć albo i nie, ale nie jesteśmy tak bardzo ważni dla wszystkich, jak dla Was i dla naszych. Tak naprawdę mało się liczymy i nasze życie, zdrowie i poczucie szczęścia dla bardzo wielu nie znaczy nic… Dla wielu sędziów jesteśmy TYLKO zwierzakami, dla wielu proturatorów krzywdzenie nas to „mała szkodliwość”. Serio, serio, czytałem osopsiście.
Wielu właścicieli zwierzaków potem wynajmuje obrońców, którzy takie rzeczy plotą, że uszy więdną, a Tyson mało krat nie wyłamie, jak mu opowiadam… Nie trzeba daleko szukać, ale przy jednej takiej sprawie, w której chodziło o to, że pies został przejechany przez samochód i miał kości na wierzchu, i ta jego dwunożna go zapakowała do kojca na dworze i tak sobie leżał przez tydzień bez żadnej opieki psioweciej, a kiedy ktoś jej zwrócił uwagę, to przeniosła psa na beton przy mieszkaniu (dalej bez ani rzucenia okiem przez psioweta!)… to w tej sprawie nasi dostali pismo od dwunożnego, który broni właściciela psa, gdzie było napisane… ekhem…
„Jest też prawdą, że rany leczą się same. Zarówno u zwierzęcia, jak i człowieka.”
………………………………………………………………………………………………..tak………………….. Czytałem na oczy me psie własne i sierść mi się jeżyła na grzbiecie. Tak było napisane. Dalej było też o tym, że przecież pies po tym tygodniu czuł się lepiej, bo sama jedna nasza stwierdziła, że zwierzak miał pozytywne nastawienie. Biedny czterołap! Gdyby był wściekły na cały świat, to jego poważny stan byłby bardziej wiarygodny, a tak to przez to merdolenie ogonem nikt nie chce uwierzyć, że zaczynał gnić za życia. Ech, ta sprawa jeszcze się nie zakończyła…
Tak więc widzicie, trzeba cieszyć się z każdego, najmniejszego wyroku. Z każdej przyznanej racji, że jednak było źle. Trzeba się cieszyć, że nie tylko my to widzimy, że jednak słusznie, że się nasi czepili, że jednak ktoś popamięta trochę dłużej, że jednak nie robi się drugiemu, co niemiłe jest!
…..jakby jeszcze tylko pozwolili czasem nam też się odegrać za krzywdy i raz jeden chociaż przyjść na rozprawę taką i spojrzeć się oczami pełnymi wyrzutu…
…nie wspomnę o takim delikatnym wgryzie w łydkę czy w co tam…
…tak się marzy niektórym… ociupinkę chociaż, kawalątek malutki…
ech!