Tak mało trzeba, żeby zgubić zwierzaka. Znaczy dla mnie jest na to sposób prosty – na smyczy trzymać, skoro taki nieusłuchany! Albo wypuszczać na ogrodzonym terenie, w ogródku czy na wybiegu dla czterołapów. Wieeeeem, że czasami wystarczy chwila, wysmyknie się przez szparę w drzwiach, zwieje z samochodu, nagle z szelek się wysunie, stanie się, trudno. Nie będę tutaj już takim zgredem, co powie, że przecież trzeba uważać. Zdarza się, jak się ma wariata w domu, albo staruszka, co wyjdzie w tylko sobie znanym kierunku i nie wróci, bo zapomni, czy to w lewo miało być czy może przy klombie w prawo. Przyjmijmy, że się zdarza, że bywa.
Jak już mamy to ustalone… i nawet, jak ktoś zaraz do siebie powie, że to nie jest możliwe, to PRZYJMIJMY, że jest… fajerwelki, inny pies podbiegnie niezbyt przyjazny, się zagapi gdzieś i pańcia z oczu zniknie, BYWA, tak? Rozumiemy się, że bywa.
Więęęęc jak już to mamy ustalone, przejdę dalej. Tak mało trzeba, żeby zwiększyć szanse na powrót do domu!
Można na przykład zawiesić na obroży albo szelkach takie specjalne coś, na czym się pisze chociażby numer telefonu. Skuteczne! …do czasu, aż się nie urwie, bo i tak się zdarza, ale to i tak większe szanse niż zupełnie biegać bez niczego.
Można też napisać na obroży czy szelkach numer telefonu. Może i ktoś nie chce niszczyć „ubranka” czworonoga, ale jak często zwiewa, to dość skuteczne…
aaaaa juuuż naaa pewno najlepszym rozwiązaniem (znaczy najlepszym, to jest mieszanka wszystkich sposobów) jest coś, czego nie da się zgubić, a nie pozostawia wątpliwości, kto jest właścicielem i właściwie od samego początku chciałem o tym napisać, tylko musiałem jakiś wstęp walnąć, żeby nie tak od razu… No więc takim sposobem najskuteczniejszym jest CZIP.
Czip to taka maciupka, maciupenieczka fasolka, którą pod skórę się wszczepia i jak się ma takie specjalne urządzonko, to można odczytać numerek, a potem w internecie można wyszukać adres właściciela. Bardzo to sprytne! I wtedy byłoby o wieeeeleee mniej zwierzaków w schroniskach, bo by pracownicy odczytywali numerek, zaglądali w komputer i TADAMMM, właściciel taki i taki, mieszka tu i tu, a pod numer telefonu się zaraz zadzwoni.
Ech, i gdyby Grynia miała takie czipa, nie siedziałaby teraz u nas…
Może nie jest typowej urody (tak, wiem, że dla wielu będzie najpiękniejszą psiolaską!), ale od razu z Aronem wiedzieliśmy, że musi być super psiumpelką. Do dwunożnych bardzo się garnie i by się nie odklejała, ale u nas się inaczej nie da, jak tylko spacer, trochę tulenia i kojec na kolejne dni… Jakby Grynia miała czipa, to by nie trafiła do nas z daleka, tylko by ją odebrali czem prędzej…
Busia też by mogła do domu wrócić, jakby nasi wiedzieli, do kogo zadzwonić, gdzie pojechać…
Ta czarna psiolaska z krzywymi zębiszczami siedziała na przystanku w naszym mieście. Może nie wiedziała, do którego wsiąść, albo czekała, aż z któregoś wysiądą jej dwunożni, bo siedziała kilka godzin… W końcu ktoś zadzwonił i nasi zabrali ją do nas. Czy to możliwe, że ktoś celowo ją zostawił…? Wolimy myśleć, że jednak nie, że jednak nie zdążyła wsiąść, czy jak, a teraz jej szukają… Busia nieśmiała jest, na pewno tęskni, na pewno czeka, aż po nią wrócą. Może jednak…
I jak ktoś mógł nie zadbać, żeby taka pięęęękna psiolaska nie była zabezpieczona przed nie-wróceniem do domu!?
To jest Armaka. Przyjechała do nas niedawno, bo biegała sobie radośnie przy drodze. Od dwóch tygodni nikt się do niej przyznać nie chce… Niemożliwe, że ktoś ją chciał tak po prostu wyrzucić! Na pewno się zgubiła, na pewno! …i gdyby miała tą malutką fasolunię pod skórą, to by nasi zaraz zadzwonili do właścicieli… Armaka jest młoda, silna i ma oczy takie, że można się patrzeć i patrzeć, i patrzeć… Ech, się wszystkie psy za nią oglądają…
Afram z kolei został znaleziony ranny w lesie.
Psioweci sobie z tym poradzili, Afram zdrowieje, tylko do kogo zadzwonić, żeby powiadomić o jego obecnym, schroniskowym mieszkanku…? Może coś go potrąciło i w szoku zwiał do tego lasu? A że ani adresatki, ani czipa nie ma, to mimo chęci najszczerszych, nie ma gdzie go odwieźć! A on taki okaz spokoju i łagodności… Lata już swoje ma, za domem tęskni na pewno… Ech…
Widzicie? To takie ważne, żeby oznaczyć odpowiednio zwierzaka! On potem tak smutno wygląda za każdym, w schronisku musi mieszkać, to wcale nie jest fajniejsze niż dom! I nasi bardzo chcą potem właścicieli znajdować, ale jak nie mają żadnych danych, żadnych wskazówek, to do kuli szklanej nie zajrzą…
Jeszcze jedno muszę w tym temacie napisać. Jak już psiowet wszczepi czipa, to się upewnijcie, czy zarejestruje ten numerek w bazie! To bardzo, baaaaardzo, bardzo ważne, bo jak tego nie zrobi, to jak ktoś znajdzie Waszego czterołapa i odczyta takim urządzonkiem specjalnym numerek, to i tak nie znajdzie danych i to tak jakby bez sensu….
My na przykład wszyscy w schronisku mamy takie fasolki pod sierściem i jak idziemy do adopcji, czy jakbyśmy jakimś cudem się zgubili na spacerze albo coś (chociaż nas ze smyczy nie spuszczają, ale mamy takich miszczów uwalniania się z szelek…), to potem można znaleźć nasze numerki w komputerach i wiadomo, gdzie nas zwracać! Bo nasi zapisują wszystkie dane tam, gdzie trzeba. Tacy są porządni!
Nie obędzie się bez przykładu. A co! Porządny wrrredaktor jestem. To jest Dama:
Dama przyjechała do nas już ponad rok temu! Nasi od razu odczytali numerek, ale jak postukali w klawiatury, to się okazało, że ani pół numeru telefonu i ani nawet kawałka nazwy ulicy nie ma… Owczarka już ponad rok czeka na swoich dwunożnych… albo na kogoś innego, kto by zechciał ją zabrać do domu. Jest taką akurat ekstra psiolaską, która się pobawi chętnie, na spacer podrepta, pomiziać się da, poprzytulać też. Taki idealny kawał owczarka, którą trzeba może trochę poukładać, ale wiecie, to owczarek, na pewno to trudne nie będzie! Dama jest przykładem, że sama fasolka nie zabezpiecza zwierzaka, bo bez wklepania tych kilku danych do komputera, to niewiele nam powie…
To jak, kto nie ma zafasolkowanego podsierściaście zwierzaka, to biegnie już do psioweta? Albo przynajmniej obiecuje, że to przemyśli…? I to się tyczy psów i sierściuchów tak samo! Nawet, jak nigdy nie wypuszczane z domu (sierściuchy znaczy) i nawet, jak niespuszczane ze smyczy (znaczy głównie psy), to ja Wam piszę, że NA WSZELKI PSIPADEK warto, bo potem płacz i lament, i nie wiem, z której strony głośniejszy…
Raz tyciunio tam zaboli może, ale potem jak kto znajdzie zwierza, jak zaprowadzi do psioweta, albo jak sprawdzą w schronisku, to zaraz będzie wiadomo, gdzie zwrócić zgubę!
Ja Wam piszę. Warto. Czy jak to tam jeszcze… – Polecam! Ares Owczarkowski. Tak dobrze? Przekonująco wystarczająco? No. To do dzieła!