Komu zrobiliście na złość…?

Pisać miałyśmy o niej po tym, jak Stańka znalazła film na fejsie i spanikowała, że mamy w lesie Jeti. Dramat był i nie mogła się uspokoić! Aż jej w pierwszym momencie uwierzyłam, bo tak mi zaczęła szczekać z przejęciem nad uchem, że zapomniałam o tym moim twardostąpaniu po ziemi i że przecież nie wierzę w takie rzeczy…. Potem jednak powiedziałam, żeby mnie na spokojnie pokazała, gdzie to Jeti i Stańka wyświetliła mi ten film, jako niezbity dowód na to, że te stwory istnieją, a w dodatku w naszych lasach, i że takie krótkie to jest, bo widać, że już ruszał na tego kręcącego, więc trzeba było uciekać. Ale dowód jest.

….ekhem…. Mało jej nie przywaliłam za to budzenie w środku nocy i za te bezedury, które mi naklepała! Stańka i te jej ledwo widzące ślipia…. Jeti… U nas… Pffffff….

…miałyśmy pisać o tym, miałyśmy pisać o niej, czekałyśmy na jedną, jedyną rzecz, która miała nadejść już wkrótce, już zaraz…

Zacznijmy jednak od początku.

O Heci pisał już jeden wrrredaktor. O tym, jak mieszkała sama na jakimś dziwnym terenie z różnymi śmieciami, o tym, jak musiała spać na mokrym materacu, bo się nie mieściła w budzie. To był jej dom:

Pisał ktoś o tym, jak zamiast sierści miała jakiś filcowany pancerz, jak jej skóra nawet nie mogła odetchnąć, bo powietrze nijak nie miało jak tam dojść:

Pisał też o tym, jak nasza mimo tego całego futra, mogła wymacać żeberka i inne kosteczki…

Psiolaska została zabrana, a pierwsze co nasi zrobili u nas, to obcięli jej wszystkie kudełki, które nawet nie przypominały sierści. Może nie było pięknie, ale nie miało być. Przede wszystkim miało przestać swędzieć, miało przestać chronić wszystkie pchły i inne takie. Pokazała się Hecia w całej, przeraźliwie chudej okazałości… Powiecie, że nie jest źle…?

Nie powiecie, prawda…?

Ech… no właśnie…

I teraz będę pisać to, co planowałam, ale nie z takim zakończeniem… Chciałabym napisać: przedstawię dwa zakończenia, wybierz lepsze i tak się stanie. Wiem, co byście wybrali, wiem, że ten scenariusz się nie spełni…

Otóż… Nie raz i nie dwa różni dwunożni jeździli do właścicieli Heci i chcieli, żeby oni napisali na papierku, że psiolaska jest wolna, że może szukać domu, że już nie jest ich. Nie chcieli… Czekaliśmy więc na to, aż tacy najważniejsi dwunożni powiedzą, że oto Hecia jest już wolna, że oni uznają, że właściciele są winni temu, że psiolaska mieszkała byle gdzie, byle jak i wyglądała „dość” biednie…

Czas mijał, Hecia czekała, my czekaliśmy z zaciśniętymi kciukami, aż cała sprawa wreszcie ruszy, aż ktoś zauważy, że jeszcze trochę takiej opieki, a Heci nie byłoby na świecie… Czekaliśmy na tę wolność tak bardzoBARDZObardzo…

I wiecie, że jakiś czas temu zaczęły się te spotkania w takim bardzo ważnym miejscu? …i wiecie, że nie można było się dogadać, bo nasi znów usłyszeli, że przecież pies podwórkowy nie musi mieć takiej super opieki, jak domowy…? Że przecież nic takiego się nie działo…?

Tych spotkań było kilka, bo albo ktoś nie przychodził, albo przychodził, ale za mało, albo nowe jakieś informacje napływały… I okazywało się nagle, że ci dwunożni Heci to mieli jakiś duży problem i zupełnie nie mieli głowy do tego, żeby jeszcze się zajmować zwierzakiem! …wiecie co… …ja to jestem psem i mogę wiele rzeczy nie rozumieć, ale jak mi jest źle, to lecę do naszych dwunożnych, bo mi potem lepiej jednak… I naszym jak jest źle, jak mają problem, jak coś nie tak, to też zabierają nas na spacer, przychodzą powolontariować trochę i się dobrą energią napełniają… A jak nawet nie w tę stronę, jak im nie sprawiało radości to, żeby się z Hecią pobawić, pójść na spacer, skoro czuli się tak źle, to dlaczego nie chcieli w takim razie „pozbyć się” tego problemu…? Jakkolwiek zabrzmi to pozbycie się, ale przecież nasi sami chcieli to rozwiązać za nich! Wystarczyło podpisać papierek! Jeden papierek i oni nie mają problemu, Hecia jest wolna, może szukać domu!

….czy ja tego nie rozumiem tylko dlatego, że jestem psem, czy też tego nie rozumiecie…?

…komu chcieli zrobić na złość walką o coś, co było tak bardzo widać…?

…udało im się, nie ma co…

I kiedy tak planowałam pisać o tym wszystkim, to zakończenie miało być takie, że w końcu ci najważniejsi dwunożni powiedzieli, że Hecia jest wolna i że już nasi jej zrobili takie superaśne zdjęcia…

(tu miałam je wstawić)

…i potem miałam zachęcić, że już można się ustawiać w kolejce po nią, bo jest super, bo każdy chwali, bo ona każdego uwielbia, i na spacer pójdzie, i na trawie położy, i dywan zajmie….

….tak miałam zrobić….

Cholipcia no, bo ekranu nie widzę, czekajcie……….

………………………….bo mi się tak rozmazuje teraz………

….za mgłą takie….

….gdzie mam chusteczkę jakąś…. o, jest….

[siurbu-siorbu-smark-siorbu]

…dobra, mogę dalej….

Bo my tak czekaliśmy, tak bardzo. I wiecie, że już faktycznie się cała sprawa faktycznie zamknęła…? Tylko nie mogliśmy nic pisać, bo to jakoś tak jest, że nawet, jak jest koniec, to jeszcze i nasi, i tamci też, mogą powiedzieć „halo-halo, nie podoba nam się ta decyzja!”. Jest na to jakiś czas i trzeba czekać. …czekaliśmy więc mając nadzieję, że jednak się to nie przedłuży, że ci heciowi dwunożni zrozumieją, że przecież zaniedbali psiolaskę, że to widać, że zdjęcia, że to, co psiowet napisał o tych wszystkich ropach w uszach i chorych zębach…

….że niech ona w końcu do domu idzie….

….i czekaliśmy…..

……………

…..niech to, gdzie ta chusteczka…. [smarku-siorbu]

Bo wiecie co… My czekamy dalej, ale… Hecia już tylko patrzy na to z góry…….

To było takie nagłe, że z dnia na dzień zrobiło jej się tak słabo, że jednego dnia jeszcze jej wiaterek grzywkę rozwiewał na wietrze, a drugiego już nasza psiowetka próbowała wetchnąć w nią życie, bo jeszcze nie, jeszcze zaczekaj, jeszcze nie tak………

……….ale cień Majki był coraz większy i większy, a jej kudłate cielsko coraz niżej i niżej, maciupkie skrzydełka było słychać coraz głośniej i głośniej….

Zanim nasi się poddali, Hecia już machała do nas znad drzew…..

I słońce nagle zaszło, nam się oczy zamgliły, naszym nogi zmiękły, psy pochowały się do bud, sierściuchom mruczenie w gardłach stanęło…..

A może było tak blisko….. a może tamci by się pogodzili, a może jeszcze tydzień-dwa i byłaby wolność……

Co się stało? Guzioł znów podstępny zupełnie się przywlókł, się zasiał w środku… Hecia się nie skarżyła, wychodziła na spacerki wesoło pogwizdując i rozsyłając spojrzenia spod blond grzywki… I tego dnia guzidło obrzydliwe uznało, że już bardziej rosnąć nie będzie, że teraz stanie się balonikiem i pęknie…. Jakby mało było okrucieństwa w jej życiu, los postanowił jej podarować jeszcze jedną niespodziankę… ostatnią…

A jakby Hecia była wolna już rok temu…? A jakby przez ten rok ktoś by się zakochał w tej blond psiolasce…? W domu to zawsze inaczej, może by ktoś zauważył coś, może jakieś badania częściej, może… A nawet, jeśli nie, to pożyłaby szczęśliwie, u siebie…

Komu zrobili na złość…? Lepiej się poczuli z myślą, że skoro oni nie mają psa (dla którego nie mieli ani czasu ani głowy!!!), to nikt go mieć nie będzie..?

Hecia była nasza. Niezależnie od papierków, była nasza i koniec. Nasi ją kochali, wyprowadzali na spacery, karmili, czesali… A kilka dni temu serca im się rozpadły jak po każdym ICH czterołapku….

….przyjdź czasami i złap nagle za odpowiednią część ciała… miałaś długie łapki, sięgniesz…


…a wiecie jeszcze co…?

Hecia miała guza wątrobianki.

Kropuś też ma, o nim akurat wiemy, chociaż od bardzo niedawna, jest kiepsko…

Hecia nie przepadała za psami.

Kropuś też nie.

…..a tak bardzo lubili razem spacerować…..

Jeden komentarz

  1. O tyle dobrze w całej tej sytuacji, że Helcia nie umarła TAM w niby budzie, W niby domu (tfu?) brudna, niekochana, niechciana. Umarła zaznając miłości, opieki, zainteresowania. To po niej widać na zdjęciach. Ona wiedziała, że Wy już nie dacie jej krzywdy zrobić. A tamtym niby właścicielom (tfu????) życzę aby do końca życia nocy spokojnie nie przespali! Aby już do końca życia wiatr w oczy wiał z prędkością Ksawerego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *