W poprzednim poście było o nieśmiałkach i śmiałkach, o minach niepewnych i tych paszczach rozjechanych w uśmiechu od polika do polika od samego pierwszego wejścia do schroniska. Napisałam tam wtedy, że jak tylko masz więcej czasu, chęci i możliwości, jeśli tylko czujesz, że dasz radę, możesz zająć się tymi, które nie mają śmiałości podnieść głowę… One czekają i może nie od razu powitają wylewnie, ale później wynagrodzą razem z odsetkami!
Metkę znaleźli w… drewnie…
Ja wiem, że się znajduje stworzonka w kapuście czy coś, ale ją akurat znaleźli w drewnie, w dodatku połamaną. Łapę sobie uszkodziła gdzieś, potem nie wiedziała, gdzie szukać pomocy, nie chciała przeszkadzać, więc schowała się w stercie desek i myślała, że jej samo przejdzie. Ot mądra! …a niby owczarek… trochę wstyd… Trudno, stało się, najważniejsze, że ją znaleźli, przywieźli do nas, u nas ją poskładali i psiolaska prawie jak nowa! Ona z tych, że chciałaby, ale boi się jednak, chociaż by chciała, ale nie jest pewna i na wszelki wypadek najpierw się wytłumaczy, że ona właściwie to nic nie chce, a potem się przysunie troszkę, potem bardziej, ogonkiem merdnie ociupinę, łypnie okiem przestraszonym… bo jednak by chciała…
Chabera… Chab… Chabe..CHABRA znaleźli za to w rowie.
Brudny byyyył nieziemsko, ale umęczenie, pragnienie i strach było w nim jednak największe. Żal było patrzeć… co prawda ani myślał, żeby kłapać czy chociażby ząb pokazać, ale jak się tylko ktoś zbliżał do niego, to potrafił kałużę pod sobą robić mokrą… Odwracamy wzrok wtedy, w tej temperaturze szybko wszystko wysycha, co ma się chłopak przejmować… Pewnie, że mu tęskno do dwunożnych, to widać od razu! Jakieś małe drapanko za uszkiem, po pleckach chętnie przyjmie, bo i ogonkiem merdnie ociupinę i w ogóle widać po ślipiach, że „tak mnie rób i nie przestawaj, a ja udam, że wcale mnie tu nie ma”.
Taki to zwierz.
I może głowy bym sobie nie dała uciąć (kto by to pisał wszystko!), ale jak na moje oczy, to Pigwa…
i Mango…
Z jednego domu są. Znaczy podwórka… pola… Rodzeństwo to jest! No. Takie ryjki mają podobne i biegały razem to tu, to tam i złapać się nie dawały. Na szczęście się udało je do nas przewieźć jeszcze przed wakacjami, bo przecież to lato jest w tym roku jakieś zepsute! Nie poradziłyby sobie bez wody na pewno… A i z cieniem różnie bywa… Jedna i drugi są może i nieśmiałe, bo nie wiadomo, czy ktokolwiek kiedykolwiek się nimi zajmował tak, jak trzeba albo w ogóle, ale na szczęście zupełnie nie ma zamiaru straszyć zębami. Najchętniej to by się chowały u dwunożnego (jak już oczywiście pierwsze „matkosuczkojasiebojeprzecież” minie), właziłyby na kolana, na ręce, wykładały do głaskania, ocierały i przytulały, lekutko i nieśmiało merdając końcówkami ogonków, tylko u nas to za dużo takich chwil nie ma, chociaż psiolontariusze się starają bardzo bywać, kiedy tylko mogą.
Myślicie, że tylko tyle jest u nas takich? Ależ skąd! Jest więcej i niektóre jeszcze bardziej nieśmiałkowe… To i tak superancko, że te jednak używają ogonów do merdolenia i jednak wiedzą, że dwunożni są dobrzy, i chociaż jeszcze nie mają tyle odwagi w sobie, to ja tam wiem, że będzie dobrze.
Wiesz, że jeśli pomożesz, to stanie się to szybciej niż później…?
Wzięła bym wszystkie, ale już dom pełen … Pozdrawiam serdecznie
Sory za błąd,