Ależ tuptają tam w tych klateczkach i zaglądają! Co rusz jeden drugiego pyta, jak wygląda, czy ciągle na nosie widać ślady, czy nigdzie żaden włos nie odstaje, czy białe futro jest naprawdę bieluśkie, a na czarnym nie ma ani paproszka… O co chodzi? O zielone światło! Kociowetka dała zielone światło po tej zarazie, co to była u nas, ale na szczęście się wzięła i skończyła! Tak, to już wiadomo, już oficjalnie, już sierściuchy mogą wyruszać do domów!
Ja Wam nie napiszę, co to było za choróbsko, bo tego nie idzie wymówić…. Palalala… papalalelukopelenia…. palanelupenia… jakoś tak… Groźna jest bardzo, bo sierściuszki wtedy bardzo słabną, a niektóre to tak bardzo, że potem już nie można im pomóc… wiecie… Nasi walczyli z tym zarazem dłuuugo, całe wakacje! Ani żaden sierściuch nie mógł wejść do schroniska, ani wyjść z niego, jakby dom się jakiś znalazł. Surowy zakaz i nakaz był, ale to wszystko dla dobra tych puchatych miałczków.
To już jest NIEWAŻNE, bo to już było, już nieaktualne, już można do domów zabierać! Się naczekały sierściuszątka, wyrosły… Mam nadzieje, że wciąż ktoś na nie czeka, że już się nie okaże, że takich wyrosłych i mniej puchatych nikt nie zechce…
Litek ledwo zipał, jak do nas przyjechał…
Bebeszki go bolały, katar nie pozwalał oddychać, ale nasi zaraz go pokazali, komu trzeba i tygrys zaczął zdrowieć. Potem przyszła zaraza i musiał sierściuszek czekać. W sumie to i z kataru się wyleczył, i wyładniał, więc i tak teraz wygląda zdecydowanie korzystniej:
Może i ma te pół roku już, ale jeszcze niejedno w domu zbroi!
Bucek przyjechał do nas z działek z całą zgrają innych sierściuszątek. To ten najbardziej się drący, nie da się nie zauważyć:
Pewnie dzięki tej wygłodniałej paszczy zostały znalezione. Biedaki nie bardzo wiedziały, co to jest dwunożny i czego może chcieć… Potem się Bucek naoglądał samych takich w kitlach, ubrankach foliowych, co to tylko jedzonko dać, żwirek wymienić i iść dalej, bo pracy tak dużo… Nie miał okazji być porządnie wymiziany. Wyrósł chłopak:
Teraz te długie łapy chciałyby biegać troszkę dalej niż tylko kawalątek w tę stronę klatki, kawalątek w tamtę…
Spirit też trafił do nas z innymi kotełkami i oczywiście, że był chory…
Tu mało widać, ale i katar miał, i też coś w paszczy się mu robiło brzydkiego… Nasi się oczywiście nie poddali (inaczej nie byliby NASZYMI!), katar wypędzili, dostojeństwa Spirita nauczyli, skarpetki wyprali, teraz prezentuje się tak:
Jak już taki gotowy do drogi, to może by tak od razu go zgarnąć, zanim się pobrudzi, hę…?
Silniczek chciał nauczyć się naprawiać jeździdła…
Siedział pod jednym, jak go ktoś chciał złapać, to wlazł pod drugi, taki był! Dobrze, że ktoś jednak stwierdził, że sierściuszątka nie powinny się brać za takie zajęcia… Z tego to się model zrobił, jak już trochę urósł i udało się go domyć!
A widzicie końcówkę ogona? Biała! Przyglądałam się innym mruczkom i mało który ma taki ogon! Właściwie to nawet żadnego innego nie znam! Oby to dodało mu uroku w oczach dwunożnych i zechcieli dać mu szansę nawet mimo tego, że już się tak wydłużył w każdą stronę…
Bipi była taka malusia, że jeszcze łapki jej się rozpływały, kiedy stała ledwo…
Tak wyrosła, tak się zmieniła, że nawet ja muszę przyznać, że nie mogę się napatrzeć!
Ślipia się zazieleniły, zniknęła biała kreska z nosa, ale jakie to cudo będzie, jak wyrośnie! …a Ty byś nie chciał tak na żywo, w czasie rzeczywistym patrzeć na te zmiany w dorosłego sierściucha…?
Gisti to brat Bipi.
Też takie to było ledwo odrosłe! Gisti akurat nadal wygląda dość……. mało okazale i dostojnie, jak na sierściucha…
Tym bardziej potrzebny mu szybko jakiś dom, żeby wreszcie mógł się poczuć bezpiecznie i porządnie się rozrosnąć.
A co z łaciatoniebieską Alui? Zdaje się, że to siostra Spirita zresztą…
Takie to było dzikie… Ale przecież nie można było zostawić bez opieki na ulicy! Te najbardziej puchate czasy sierściuszka ma za sobą, ale przecież wciąż jest młoda, wciąż potrzebuje ciepła i swojego kąta… Zresztą urok rośnie razem z nią:
To, że na nosie jakieś takie nieładne, to nic, to zejdzie! Samo się doszoruje, niebawem będzie bieluśkie! Powiedz, że już to sobie wyobrażasz…
To nie wszystkie, nie mam nawet co pisać, to wiecie doskonale. Nie tylko zresztą te maluchy czekają, dorosłe też… Niektóre trafiły do nas malutkie, a teraz już są całkiem duże, już ani pół grama kociaka w nich nie ma… Trzymamy kciuki wszyscy, żeby z tymi tak nie było, żeby przyszli tacy dwunożni, którzy chcą adoptować mruczka po prostu, a nie tylko małą, puchatą kuleczkę…
I jeszcze coś, bo do naszych zadzwoniła ostatnio jedna dwunożna…. I ja ostrzegam – tak nie róbcie. Dokładnie przemyślcie wszystko… Bo wiecie co, ta dwunożna powiedziała, że adoptowała kocurka, ale ma też psa i ten pies go nie bardzo akceptuje i ona by go chciała przywieźć do nas (znaczy tego sierściuszka, nie psa, a ten miałczek to nawet nie od nas był), a…. to jeszcze nie koniec….. bo przywiezie jednego czterołapka, a adoptuje drugiego, ale innej pełci! Taką sobie podmiankę zrobi…. na inne zwierzątko z innym podogoniem….. To tak nie róbcie, wiecie….
Także trąbnę jeszcze raz – już można zabierać od nas mruczydła do domów! Małe, większe, duże całkiem, czarne, jaśniejsze, łaciate, skarpetowe i bez, bawiące się bardziej i nakolanowe!
Przyjdź i daj się osierścić…