…kiedy niektórzy przechodzą obok tych szczególnych drzwi, wzdychają ciężko… jeszcze tak niedawno w tym miejscu mieszkał Tajfun, te sprytne szeleczki mu zakładali na wszystkie łapki i maszerowali prawie do ostatniego dnia…
…ilekroć znów nasi czekają na te najważniejsze decyzje, wspominają, że Hecia nie doczekała…
…kiedy pojawiają się znów kartony pełne sierściuszków, w głowach pojawiają się maluchy, którym już zabrakło sił na walkę z zarazkami, zanim jeszcze na dobre poznały świat, jak na przykład Mefer…
….przecież w klatce, gdzie teraz mieszka Bodo, Miriam czy Tatko, mieszkała Blusi, Detorka czy Arju…
…jednego dnia nasi wchodzą na kociarnię, witają znajome pyszczki, kilka dni później ze łzami w oczach zdejmują zdjęcia z imionami z krat… Nie udało się, jak w przypadku Dagny i tylu innych…
Ktoś powie, że tych maluchów jest tyle, że przecież kto uwagę zwróci… Kiedy przychodzi jakiś paskudny zaraz, kiedy kocioweci i nasi się dwoją i troją, a te biedaki miętkofuterkowe gasną, to przecież przykro się robi tak samo bardzo… Przecież świat na nie czekał, przecież raptem widziały tylko kraty, przecież jeszcze tyle… ech…
…i niektórzy z nas jeszcze wczoraj mieli psiumpli, a dziś już sami kręcą się po kojcach… Mikiemu towarzyszyła Diana i Monka, jeszcze przecież nie tak dawno temu budził się obok nich co rano i zachęcał do wstania, bo już im bywało coraz trudniej… Nie minął miesiąc nawet, jak najpierw jedna, a niedługo później druga odfrunęła wysoko, wysoko… Miki został sam.
….i tyle jest miejsc, gdzie spotykało się te nasze staruszkowe czterołapki… …to nic, że się wchodzi do pustej kuchni setny raz… Nagle się usłyszy jakiś szur i czasami w głowie się pojawia „ojej, Boss się ruszył”… ale przecież jego tu nie ma… Już tyle czasu go nie ma…
Tak jest nie tylko tego jednego dnia, co to jakoś przed-przed-wczoraj dużo się lampek zapalało, żeby pokazać, że się pamięta… Ja to słyszę czasami te wspominki w dni przeróżne, czasami nasi się przytulają do naszych łebków, oczy zamykają, palce w kudełki wkładają… Ja wiem, że myślą wtedy o tych, których już nie mogą dosięgnąć… I nie mamy pretensji żadnych, przecież po to jesteśmy, żeby pomagać i siłą natychać.
Nie tylko tego jednego dnia w roku nasi patrzą na zdjęcia, czują nosy wciśnięte w ich policzki i miętkość futerek pod palcami… Tego się nie da tak szybko wymazać z pamięci, zwłaszcza kiedy mija się te znajome drzwi, klateczki, te znajome szeleczki, kiedy wydaje się, że słyszy się ten znajomy szczek… a może się nie wydaje…?
Zaraz jednak biorą się w garść, bo kolejni czekają…
…bo oni są tutaj, teraz, wypatrują, tęskną…
…….wszyscy wiemy, że pewnego dnia to naszych uszek będzie brakować, że to nasz nos będą czuć na policzkach, chociaż wcale nie będzie go obok……to naszych kudełek już nie będzie pod palcami…
…nasi marzą o łzach i marzą o tej tęsknocie, ale takiej trochę innej. Wiem, jak to zabrzmiało, ale właśnie, że jestem normalna! Nasi marzą, żebyśmy wykopytkowali ze schroniska do własnych domów, żebyśmy poznali ten świat, który czeka na obejrzenie, który nie musi być wcale wypełniony smutkiem i czekaniem, który może być cudownie radosny i ciepły! Przecież każde znalezienie swoich dwunożnych jest takie super, a niektóre takie pożegnania są pełne mokrych polików, ale to taka zupełnie inna mokrość i zupełnie inny brak nas obok!
Wspomnienia są ważne niezwykle, te smutne też… Dzięki nim przecież już zawsze będziemy z Wami, czy to dreptając obok zostawiając całkiem wyraźne ślady na ścieżkach, czy też będziemy się całkiem wygodnie wylegiwać w Waszych sercach co jakiś czas pokazując się za plecami w kuchni albo śmigając w lesie między drzewami, a może nad ranem poczujecie dmuchnięcie w oko, jak dawniej… …a może będzie się to tylko wydawać…. …a może nie…
Tymczasem jednak nasze futerko jest gotowe do głaskania, uszy można tarmosić (niektórych nie, a niektórych delikatniej…), nosy tylko czekają na możliwość zostawienia mokrych śladów na policzkach… Jesteśmy zwarci i gotowi, jesteśmy właśnie tutaj i teraz, cali i najzupełniej prawdziwi!
…ale teraz to nikt za nami nie tęskni…
…wcale mi się nie podobają takie paradoksy….
…wykorzystaj ten czas, kiedy jesteśmy po tej stronie, pokaż nam świat, podziel się domem, kanapą, swoim czasem, zrzuć czasami coś ze stołu niby przypadkiem, zabierz na długi spacer, posiedź z nami w oknie, pozwól zawisnąć na firance chociaż raz (tu akurat bardziej sierściuchom), niech się poczujmy tak najsuperowiej na świecie! Pozwolimy kiedyś zrobić nam irokeza, o ile będziemy mieć grzywę między uszami, nie obrazimy się za głasknięcie pod włos od czasu do czasu, czasami zwiniemy coś ze śmietnika, nadgryziemy leżącego na blacie pomidorka, którego nie będziemy zamierzali wcale zjeść, czasami uraczymy wonią świeżej padliny na sierści po tarzanku w lesie, wygnieciemy bardzo ważne papiery, będzie super, zobaczysz!
……….nie czekaj, zanim pozostanie już tylko tęsknota za kimś, kto jeszcze kilka dni temu na trzeciej wiacie w drugim kojcu zaczepiał łapą albo w tej drugiej klatce od okna wypatrywał ptaków na tym drzewie, które znał już na pamięć….
Jesteśmy tu i teraz.
…może i faktycznie macie sierściuchów pod dostatkiem że tak to ujme ale gdy pracowanik ma serce empatię i oddanie dla zwierząt to serce pęka za każdą stratą i odejścię czworonogą i tyle…