…to nie jest miejsce dla starych psów…

Przerażone, opuszczone, przyzwyczajone do domów, ciepłych foteli, poduszeczek, wymyślnych smaczków podtykanych przez ukochanych pańciów… Nie wiem, czy tak jest najczęściej, ale może lepiej myśleć, że życie psie w większości przed czasami schroniskowymi jest jednak tak szczęśliwe…?

Potem trafia taki wychuchany psiurek do schroniska, gdzie głośno, samotno, zimno tak od środka… I co tu począć, gdzie się schować, w czyje ramiona się wtulić, na czyje kolana wejść, skoro nikt nie ma czasu przesiedzieć pół dnia u każdego…?

Leon przyjechał z innym psem po tym chyba, jak ich właściciel na zawsze poszedł tam, skąd się wrócić nie da…

Malutki taki jest i bardzo ostrożny na początku. Kiedyś miał tylko swojego dwunożnego, teraz nie ma nikogo, nie wie, komu ma ufać… Smaczkami można go przekupić, wtedy to i nawet ozorem mlaska po policzkach, żeby się przymilić i jakoś przekupić wolontariusza, żeby jeszcze nie szedł od niego. Nie ma czym innym, tylko tą swoją lizawkę ma… Ani ogonka porządnego, ani wzrostu słusznego, ani sierści do wplatania palców, uszy też takie liche… W dodatku wiek dwucyfrowy. Doskonale wie, że nie ma czym zabłysnąć. Na spacerach się stara, bo i się trzyma blisko nóg i w ogóle, ale jakoś nikt go na zawsze przy tej nodze nie chce wyprowadzić. Psiolontariusze nawet zdziwieni byli, że on taki grzeczny, bo niby biegał luzem, a on i w szeleczkach się umie zachować i na smyczce pięknie drepta!

Oldmen to kolejny nieduży psiak, który chyba wiekiem jest podobny do Leona.

Na początku też nie wiedział, co i kto od niego chce, a białe oczy nie pomagały w tym. Tyle szumu, szczeków, stukania, dreptania słychać, a nie widać nic. I ciągle ktoś przechodzi obok, ale nie do niego, ciągle ktoś woła, ale też jego nie… A Oldmen za każdym razem merdoli tym swoim ogonkiem, bo już wie, że jak słychać kroki, to to są te dobre kroki i zaraz dobre ręce go dotkną, zaraz na dobre kolana będzie mógł wleźć. Będzie tak dobrze… Chociaż chwilę, chociaż te pół godzinki, chociaż minut pięć. Może i chłopak coś widzi, ale może i nie, może mu się tylko zdaje, w końcu pewnie całkiem sporo pamięta z widzialnego życia. Ech… i tak merda każdego dnia z nadzieją, że te nogi to w jego stronę idą i w jego stronę ręce się wyciągną…

A z Szivą to w ogóle dramat…

Ona musiała żyć w innej bajce… Do tej naszej nie może się przyzwyczaić. Jak tylko drzwi się trochę uchylą, to ona już wciska ten swój mały nos, byle dalej, byle się wydostać, byle gdziekolwiek do domu, do dwunożnych, do spokoju, ciszy, ciepełka tego w środku, byle poczuć KOGOŚ, nie tą samotność, piski, miauki sierściuchów. Żal patrzeć, wiecie? Jeszcze ten ozorek jej wystaje, zębów nie ma, czy jak, nie wiem, nie sprawdzałem, a się pytać przecież nie będę. Trochę sepleni przez to, ale zupełnie to nie przeszkadza! …ona po prostu MARZY o domu, i to tak marzy, że przez to ja marzę tylko o tym, żeby jej serce takie małe, staruszkowe nie pękło od tego… Psiolaska ma też z 10 lat, ale kto to wie, może i więcej?

Kolejny w gronie dekadowych wiekowo psów to Krosby.

Widzicie, w gorsecie musi siedzieć. Jakbym dorwał tego obrzydliwca w jeździdle, to ja nie wiem, co bym zrobił! Psiaczek malutki, a ten dwunożny się bardziej bał, czy mu się lakier nie porysował albo coś… Dobrze, że tam byli tacy mądrzejsi i LEPSI (TAK!!), bo się zainteresowali Krosbym i dali naszym znać. Szkoda tylko, że on tak siedzi u nas i się kuruje, a nikt się nie chce do niego przyznać… Nie wiem, co się z nim działo przed wypadkiem. Ciężko go odgadnąć. Małomówny jest taki, nie lubi gwałtownych ruchów, pomaluśku drepta łapa za łapą na spacerki. Ja tylko mam nadzieję, że spotka go coś dużo lepszego jeszcze w życiu…

Tu muszę jeszcze nadmienić o trzech psiurkach, które co prawda nie mieszkają tam, gdzie ja, ale też się nim nasi zajmują (bo naszych jest dużo!) i bardzo mi pasują do tematu… One na pewno miały swoją pańcię przeukochaną, która była dla nich najważniejsza na świecie całym i one dla niej też! I ona bardzo przeżyła to, że one musiały zamieszkać z dala od niej, ale nie było innego wyjścia… Nie tylko psy staruszkowieją, i jej się też przydarzyło. Nie mogła dłużej się zajmować nimi, tak się to porobiło. Cała trójka składa się psiumpla Frytka:

…psiumpla Witka:

  

…..iiiiii psiumpelki Kropeczki:

   Tak, wiem, Kropeczka rządzi! Jest przeurocza, prawda, nawet ja muszę przyznać! Z całej trójki Frytek jest najmłodszy, bo ma wiek jeszcze jednocyfrowy, ale już niedługo… Witek ma 10, a Kropka ma 12 lat i nie wiem, jak chłopaki sobie bez niej poradzą. To taka trójka, że jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Wam piszę, one osobno to nic i nigdzie, i nijak w ogóle. Na spacerki to niezbyt też, bo jak to tak… bez swojej pańci… Trzeba wziąć Kropiastą na ręce i Witek z Frytkiem idą za nimi. I co zrobić, po tylu latach pięknego, psiego życia, spotkała ich taka jesień. One do adopcji mogą iść tylko we trójkę. TYLKO. Nie ma w ogóle mowy żadnej, ani myśli pół nie ma, żeby je rozdzielać! I kto weźmie małogabarytowy psi pakiet z przeuroczą, którkołapą, prawojęzyczną Kropeczką na czele…?

Schronisko to nie jest miejsce dla nikogo, to każdy wie, tylko przecież doskonale wiadomo, że jak trafi młodziak jakiś, to ma większe szanse na dom niż taki dekadowy pies, który już nie pamięta, jak to jest nie być siwym, który już widział niejedno, który już ma coraz mniej czasu i dobrze o tym wie… Dlatego one tak bardzo się starają, żeby się przypodobać, żeby wyjść za wszelką cenę i pokazać się na spacerku, bo przecież kojec taki nietwarzowy jest… niepyskowy znaczy… I może nie zawsze wiedzą, co zrobić, żeby się przypodobać, może wychodzi im czasami koślawo, może uśmiech zbyt nieśmiały albo szczeknięcie im się wymsknie przypadkiem, a nie powinno, bo one wcale nie chcą odstraszyć! …mają mało czasu się nauczyć, więc po prostu uwierz, że będą dobrymi psami, nie czekaj, aż Ci to wymalują pazurem na piachu…

Zobacz w nich strach, że czasu jest tak mało, zobacz pytania, czy można je jeszcze pokochać, zobacz nadzieję, że to może w Twoich oczach zobaczą ten ocean ciepełka, w którym się zanurzą na zawsze…

Nikt nie chce być sam. Nikt z nas. Ale w starszych psach jest ta szczególna samotność. Czasami zrezygnowana, jak u Krosbiego. Czasami rozpaczliwa, jak u Szivy. One po prostu doskonale zdają sobie sprawę z tej swojej niedoskonałości… a przecież mogą jeszcze być dla kogoś tak doskonale niedoskonałe…

Uratuj staruszkowe serce, niech już bije dla kogoś, niech nie czuje, że na próżno tak łomocze w chuderlawej klatce, niech ogonek merdoli całe dnie…

….bo najsmutniej dla psiego serca, to zatrzymać się w samotności……..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *