Takie rzeczy.

Nie zawsze trzeba pisać historie, które coś łączy. A bo kto każe? Wiadomo, że to pewnie dla Was przyjemniej, ale jeśli mam kilka spraw… sprawek… sprawuniek, to przecież albo napiszę kilka postów po kilka linijek, albo jeden dłuższy, ale miszmaszowy. Co wolicie? W związku z tym, że nie bardzo możecie mi teraz odpowiedzieć (ale na zaś jak najbardziej), to wybiorę za Was, a co.

Najpierw o Cierpliwym, który jest… cierpliwy. Skąd nasi wiedzieli, że ma tego w sobie całe morze, skoro imię nadają zaraz przy wejściu?? Oto i on:

Te ślipia… aż mi nie wypada pisać, ale ma całkiem ładne, a nawet… cudne:

Cały zresztą pasuje do swych ócz.

Kociowetka spostrzegła, że Cierpliwy ma jakiś problem od środka, nie bardzo Wam mogę wyjaśnić, co, bo to było takie jakieś skomplikowane, a w ogóle, to ja jestem psem i nie wymagajcie ode mnie cudów! W każdym razie jakoś to tak było, że sierściuch miał problem z pęcherzem, ta nasza wetka mu zrobiła takie badanko, dzięki któremu widziała go od środka i wyszło, że tam coś ma powiększone, ale takie to dziwne było, że chciała, żeby jeszcze ktoś to zobaczył, dlatego postanowiła wziąć go pod pachę i wywieźć na konsultacje.

Cierpliwy pojechał więc do takiej innej, która jest wyjątkowiej doświadczona w tym oglądaniu zwierzaków od środka. Wypakowali sierściucha, wyłożyli na takiej specjalnej leżance, przygotowali się, że trzeba będzie trzymać wierzgającego czterołapa, ewentualnie sięgnie się po skuteczniejszą broń w postaci przymusowej drzemki, a tu…

Tak, Cierpliwy leży. W dodatku cierpliwie. Wygolili futerko? Świetnie. Położyli ślizgającą maź? Cudownie. Jeżdżą jakimś ustrojstwem? Wybornie!

„Tylko jak już skończycie, to nie budźcie…”

Co do zdrowia sierściucha, to wyszło, że co prawda ma coś faktycznie dziwniej powiększone, ale poza tym to jakoś szczególnie nie szkodzi, więc trzeba po prostu obserwować relugarniej.

To była jedna rzecz do opowiedzenia.

Teraz druga, czyli co się dzieje, kiedy nasi zapraszają teriera do biura na zdjęcia…

Węchu-węchu…

…uuuUUUUuuu, a tu co mamy….

…kiedy ja ostatni raz czułem pod pleckami miętkie posłanko!

…prawda, że SUPER??

Ha, i patrzcie – swój chłop! Ja ze Stańką też tak robiłyśmy!

…tylko nasi jakoś nie podzielali naszego entuzjazmu, kiedyśmy znajdowały zapachowsze rzeczy…

Było też sprawdzanie czystości we wszelkich zakamarkach:

A wiecie, że ten nie był jedyny? Ten wpadł do nas tylko na chwilę, ale też musiał odbić swoje łapiszony na meblach…

Tego to zaraz właściciel odebrał, nie zdążył rozgrzać sianka w budzie, i dobrze!

Na koniec znów o sierściuchach, tym razem o tym, że nasi je… rozmnażają! Jak bum-cyk-cyk, widziałam na oczy me własne, najwłaśniejsze.

Patrzcie, najpierw robi się to, to jest pierwszy etap rozmnażania:

…a potem formowania, dzięki czemu wychodzi takie oto zwierzątko:

Czyż nie jest cudne? Dla wielu idealne, bo nie drapie, nie trzeba sprzątać tego puzderka ze żwirkiem, o karmieniu można zapomnieć i zostanie samo na dłuuugo, na wieczność nawet!

Takie to rzeczy w naszym schronisku się dzieją. Każdy dzień pełen jest niespodzianek i zadziwiających mniej lub bardziej historii. Nasi o nudzie mogą zapomnieć…

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *