KRZYŚ – RELACJA TYSONA

Proszę państwa, oto Krzyś! Krzyś wam spuści wpiernicz dziś!

A nie wygląda, prawda?

Krzyś jest dorosły (nie wiemy, ile dokładnie ma lat, bo nie daje sobie spojrzeć w zęby!), ma prawie trzydzieści centymetrów wzrostu, piekielny charakter i jaśniepańskie wymagania. W schronisku siedział kilka tygodni i darł się. Co przechodziło obok, to próbował zapędzić na drzewo. Gdyby nie siedział w kojcu, to może by i zapędził… Nie dla takiego rasowca schronisko. On potrzebuje domu.

No więc jedna z naszych bezogoniastych zabrała go na tymczas. Dał się zawieźć, a jakże. A w domu zaraz zaczął okupować meble sypialne. Na uwagi typu: zejdź!… schodź!!!… złaaaź!!!!! – reagował hm… oszczędnie. Na próby siłowego zestawienia go na podłogę i skierowania w stronę legowiska, które czekało przygotowane, reagował zębami. Ot, problem.

Przez dłuższą chwilę bezogoniasta i Krzyś stali naprzeciw siebie, mierzyli się wzrokiem i szczerzyli zęby. No i shi tsu uznał w końcu, że w tej konkurencji raczej nie ma szans i zlazł z kanapy. Polazł na legowisko, ale był mocno niezadowolony. Dopiero po jakimś czasie, kiedy bezogoniasta siedziała przy stole i robiła coś tam, Krzyś podlazł, wspiął się jej przednimi łapami na nogę i zaczął domagać się głaskania. No to go pogłaskała, ale tak, wiecie, sztywną ręką, gotowa w każdej chwili cofnąć ją, gdy się rzuci z kłami… Nie rzucił się. Ale seans niuniania zdał mu się za krótki, więc gdy przestała, odwrócił się tyłem, wygiął grzbiet, w oczy jej patrzy i żąda więcej. Rozumiecie, nie prosi, ale żąda! Usłyszał: Dosyć, teraz nie mam czasu, zajęta jestem!… Szczęka mu opadła: Co jest? Shi tsu chce, a ona nie???… Świat się kończy!…

Z miną sobaki, co wlazła w krzaki zaczął obchodzić mieszkanie. Cokolwiek robiła bezogoniasta, teraz przestała, bo nie wiedziała, czy obrażony zacznie zjadać meble, obsikiwać kąty, czy otworzy okno, wyjdzie na balkon i rzuci się w dół na chodnik… A on podszedł do narożnika szafy, obwąchał dokładnie, ustawił się bokiem, tylną łapę leciutko zadarł, zerknął na bezogoniastą, poczekał, aż zerwie się z krzesła, a wtedy łapę opuścił i wymaszerował do przedpokoju. A tam zainteresował się butami. Znów obwąchał, kły wyszczerzył i patrzy na bezogoniastą. Prowokuje, zaraza mała!

Dobra, ona na to, idziemy na spacer. Założyła smycz, wyszli. Ulżył sobie, zrobił parę kroków w jedną, w drugą i stanął. I trzęsie się. Zimno!

Skoro zimno, to wracamy.

Wrócili. Krzyś w mieszkaniu stoi, drży, patrzy na bezogoniastą oskarżycielsko: zamarzłem przez ciebie, będę zdychał… – i na chwiejnych nogach wędruje do kanapy. Nie właź!!!…

Bez łaski!… I Krzyś powlókł się do legowiska. A tam zległ i dalej się trzęsie. Bezogoniasta wzięła kocyk, pochyliła się, żeby go nakryć, a wtedy Krzyś jak nie zawrzaśnie, jak nie skoczy z zębami… Na mnie z jakąś szmatą? Od góry? Bez uprzedzenia?!…

Ledwo zdążyła odskoczyć. Ostrożnie położyła kocyk z boku. A Krzyś leży i świdruje ją tymi swoimi pekińczykowatymi ślepiami. Dla mnie chapnąć zębami, to jak dla ciebie splunąć… maleńka! Więc uważaj sobie!…

Reszta dnia minęła w napiętej atmosferze. Krzyś zjadł, co dali, otrzymał parę – solidniejszych tym razem – porcji głasków, jeszcze raz wyszedł za potrzebą, ponownie dał pokaz konania z zimna i bez pożegnania poszedł spać.

A bardzo wczesnym rankiem bezogoniasta poczuła, że coś jej wskoczyło na klatkę z piersiami. Otworzyła oczy i zobaczyła tuż przed swoją twarzą gorejące ślepia i lśniące kły! O matko, zagryzie!… Nie zagryzł. Gdy stwierdził, że się obudziła, zeskoczył i poszedł sobie. No więc sprawdziła godzinę i postanowiła jednak jeszcze trochę pospać. I zasnęła. Nie na długo. Zmora wróciła. I chyba nawet miała jeszcze więcej zębów! Czyli – definitywny koniec spania… Krzysiowi właśnie o to chodziło.

            Śniadanie, spacer, konanie… Krzysia strach w domu samego zostawiać, więc wzięła go z sobą do pracy, do schroniska.

            I tak dzień po dniu. Z czasem Krzyś zaczął się dostosowywać. A może to bezogoniasta zaczęła się dostosowywać. Chyba się jakoś, z oporami, dogadają…

            My tu sobie w schronisku myślimy tak. Ktoś, kto wcześniej miał Krzysia w domu, rozpuścił do niemożliwości, a shi tsu to trudna rasa. Jak mu popuścić – na głowę wejdzie. I wtedy lepiej mu się nie sprzeciwiać, bo agresor mu się włącza. Tak pewnie było z Krzysiem. I właściciel nie wytrzymał. Wziął psa, zaprowadził do parku i przywiązał do drzewa…

            I teraz dorosłego psiaka trzeba będzie od początku wychowywać. Mamy nadzieję, że nowy właściciel Krzysia, gdy już się taki znajdzie, poradzi sobie. Majka obiecała, że będzie latać i sprawdzać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *