Przyjechali w grupie, wymarsz zależy od Was!

Początkowo miałam dać tytuł „Przyjechała wycieczka i już się nigdzie nie wybiera” albo coś takiego, ale przecież większej bzdury chyba nie napisałam już dawno. Albo nigdy. Przecież wiadomo, że nikt nie ma u nas zostać na zawsze! Dlatego też zmieniłam, że to zależy od Was. Bo zależy.

Zgadza się jednak, że przyjechała psów do nas cała chmara i gdyby istniały autobusy dla zwierzaków, to właśnie taki cały by przyjechał. Skąd i jak to? Spieszę z wyjaśnieniami!

Schronisko to takie miejsce, do którego przyjeżdżają zwierzątka, które zostały uznane jako bezwłaścicielskie. Nie wszędzie jest schronisko, nie w każdym mieście, ale każde miasto musi być dogadane z takim miejscem, żeby było gdzie zawieźć te zbłąkane bidy. Niektóre miasta wybierają schroniska tylko ze względu na monetki… Nie obchodzi ich, co się dzieje z takim psem, czy w ogóle przeżyje pierwszą noc, czy ktoś mu ulży, kiedy będzie cierpiał, czy będzie miał co jeść, co pić, czy nic go nie będzie żarło od środka i zewnętrza. Tak, są takie schroniska, wciąż całkiem sporo… Co roku do naszego schroniska spływają zapytania od miast, czy nasi by mogli z nimi pogadać o tym, żeby do nas przyjeżdżały ich bezdomniaki. Zapytań jest więcej niż miejsc… W tym roku nasi się dogadali z jeszcze jednym miastem prócz tych wszystkich, z którymi już są dogadani, że jeszcze oni będą do nas zwozić zwierzaki. Są raptem niecałe pół godziny drogi od nas, więc tym bardziej super, że się zdecydowali, bo przecież jak się właściciel by miał znaleźć, to blisko! Przez ostatni czas psy były wywożone stamtąd o wiele dalej, to nawet nie wiem, czy jakiś dwunożny wiedział, gdzie ma psa szukać. Ja to sobie nawet pomyślałam, że byłaby heca, jakby teraz się znalazł jakiś właściciel któregoś z tych psów! Byłoby najpiękniej, gdyby chociaż jeden mógł wrócić po takich wycieczkach do siebie… W każdym razie całkiem niedawno temu wszystkie psy z tamtych dwóch schronisk, co to były wywiezione z tego miasta obok nas, zostały przetrantensportowane do nas.

Doliczyć się nie mogłam tych zwierzaków, jeszcze wszystkie chyba nawet nie są ogłoszone, bo to nie sposób tak pstryknąć i nagle mają zdjęcia, opisy, karty na boksach i post w internecie, a jeszcze trzeba ciągle ogarniać bieżace dojścia, przyjścia, wyjścia… ach, masa pracy jest u nas!

Wszystkich ogłoszonych też nie sposób przedstawić, ale wszystko przed nami, o ile zdążę, bo wszystkie są tak fajowsko fajne (jak my wszyscy!), że może by poszły do domu, zanim w ogóle zdążę z nimi pogadać? Oby!

Przyjechał do nas miś Maksiu.

Duży, łaciaty, w wieku średnim, a przy tym cierpliwy, grzeczny, w głowie nie ma żadnych szaleństw, za to szaleńczo uwielbia dwunożnych i sam łeb po głaski nadstawia. Wie, co dobre!

Z tej wielkości i w tym samym wieku przyjechał jeszcze Łatek.

Ten to dopiero ma kolory! Tu kropka, tam łata, tu czarne, tam bure! Rozmerdał się, jak tylko wysiadł z jeździdła, do każdego zagadał, a jak psy zobaczył, to już w ogóle pełnia szczęścia. W dodatku doskonale się na nim poznali w tamtym schronisku, bo komend nauczyli, a on zapamiętał, więc już uczony do nas przyjechał.

Te to są w średnim wieku, ale i starsze zawitały, Balans ma lat aż 12.

Nie myślcie jednak, że starszy, to zaraz burczeć będzie i mu wszystko przeszkadza, ależ skąd! Mieszka teraz z młodszą psiumpelką – Fikcją (o niej za chwilkę) i bardzo to sobie chwali, ona go odmładza, on jej o życiu opowiada, wszystkim na zdrowie. Ten podsiwiały jegomość doskonale wie, że każdy psiolontariusz nosi po kieszeniach smaczki, że tak jak on lubi głaskanie, tak i wszyscy lubią głaskać, a przez lata nauczył się pokazywać, jak najumiejętniej się podpychać pod ręce.

Aaaaa wspomniana wsześniej Fikcja wygląda tak:

Prawda, że uroczo? Nieśmiała taka i na początku pokazuje, że co to nie ona, że wcale się tak szybko obłaskawić nie da, ale za chwilę już łypie, czy już wystarczy tego straszenia. Kiedy już się całkiem przekona, to przecież się odkleić od dwunożnego nie umie! Dobrze, że mieszka z Balansem, może się od niego nauczy tych bardziej śmiałych, pozytywniejszych zachowań.

Z takich mniej śmiałych w pierwszym kontakcie, ale poza tym też młodych, chociaż bardziej wielkości cielątka niż pchły, to przyjechała Przecinka.  

Jakbyśmy zrobili ranking najbardziej pozytywnych, szalonych, zabawowych psów, to ona by się pchała na podium. Trzeba ją poduczyć, że się na smyczy nie ciągnie, bo na razie to taki kucyk pociągowy, ale przecież gdzie się miała wyszaleć, jak to kilka spacerów raptem w miesiącu może zaliczyć? To gdzie tą energię ma z siebie wypchnąć? Z nią nie sposób się będzie nudzić, przed nią, przed Wami cały świat! I ona wszędzie dotrzyma kroku.

Na koniec, chociaż to wcale nie jest ostatni pies z listy, ale mnie nocy nie starczy – Unik.  Ten to wychowany! Jakby miał owczarkowe geny, ale… hmm…. no może jakby się odwrócił, to by było coś widać…? W każdym razie zalicza się do małych trzylatków, w dodatku grzeczny, stonowany, na spacerach to taka przyjemność, nasi mówili, że jakby się z własnym psem szło! Z miejsca się więź łapie z Unikiem i jak on domu nie znajdzie szybko, to zjem własne szelki!

Ja to muszę podziekować pracownikom tamtych schronisk, z którego przyjechały te psy, że mogli w nich działać też psiolontariusze, bo każdy wie, że bez nich żadne schronisko istnieć nie powinno. Wolontariuszom też DZIĘKUJĘ psiogromnie, że się tak psiewspaniale zajmowali zwierzakami! Fakt, że niektóre są nieśmiałe, ale czy u nas takich nie ma? A czy każdy z dwunożnych tak od razu swobodnie rozprawia sobie z każdym od pierwszej chwili, jak się tylko z kimś pozna? No właśnie! Tak samo jest z nami. Daleko nie trzeba szukać, ja ze Stańką też nie miałyśmy śmiałości do obcych, a kto wie, ile nas ciastek przez to ominęło… Pluję sobie w brodę do dziś, ale trudno już, minęło było. Mam psiogromną nadzieję, że z takimi charakterami ci nowi szybko poznajdują domy i to będzie ostatnia przeprowadzka w ich życiu. Nie licząc tych razem ze swoimi dwunożnymi oczywiście…

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *