Wzrusz niejedno ma imię.

Prawda to jak dwa razy dwa to sześ…ee… CZTERY. Ostatnio był już taki miszmasz informacyjny, to właściwie dziś też trochę może być, chociaż bardziej nakierowany na powody posiadania mokrych polików.

Jak się nie wzruszyć, kiedy tylu dwunożnych postanowiło podarować nam płynne monetki, żebyśmy mogli sprawić Gustawowi wózek??

O tym wielkopsie pisałam już, to się powtarzać bardzo nie będę, wspomnę tylko, że został zabrany stąd:

Nie mógł za bardzo wstać, a co dopiero mówić o przejściu do tego czegoś tam, co pewnie znał jako budę… Przyjechał do nas, nasi co prawda się bardzo starali wyprowadzać go na tylnych szeleczkach, ale łatwo nie było, bo przecież cielsko swoje waży, a nasi co prawda silni, ale musieli też dawkować, żeby dla wszystkich wystarczyło na cały dzień i dla nich samych też.

Nasi założyli więc zbiórkę, bo wszystkie wózki, jakie mieliśmy, były za małe dla Gucia, potem duuużo dwunożnych wrzuciło tam monetki, jedna sprytna nasza obmierzyła Gustawa na wszystkie strony, zamówienie zostało wysłane iiii już wkrótce psisko śmignęło na wózku do lasu! Troszkę sobie też ćwiczy tylne girki, bo to ważne bardzo, żeby one zostały grubsze, a nie taki chude patyki, co to potem już po nic… Nasi to wszystko wiedzą, dlatego specjalnie mu butki zakładają i pozwalają na odpychanie się nimi między kółkami. Oni to są sprytni!

Albo patrzcie na to, wzrusz nad wzrusze chociaż jeszcze nie wiecie, dlaczego.

Monsun to taki trzęsisad jest.

Ledwo na wybieg wychodził, ledwo zaufał kilku psiolontariuszom, a i to bez szału…  Mieszka u nas już 4 lata ponad i nie był w stanie wyjść za ogrodzenie, poza miejsca, które znał. Ogrom pracy, przekonywania do smyczy, szelek, do chodzenia przypiętym, do wychodzenia za furtkę kojca, całe miesiące i lata! Aż tu nagle kilka dni temu po prostu przekopytkował za bramę… Znaczy nie tak po prostu, bo to przecież wyczyn nad wyczyny! Wierzcie lub nie, ale przy takim czymś też można zmoczyć poliki, bo to taka nagroda, taki ogromny krok!

Wzrusze bywają też nie takie z radości…

Oto Kuba. Nasi go przywieźli poubierani w folię tak bardzo, jak się dało i ze strachem w ślipiach, bo oto wiozą kolejną zarazę, ale nie mogli inaczej. Rany na ciałku, w uszach to takie błoto, że byście po kostki wleźli i jeszcze mogli swobodnie chlupać… Aż nie będę Wam pokazywać, musicie na słowo mi wierzyć, a że jestem najlepszym wrrredaktorem w całym internecie, to nie będzie trudne. Nasi już obstawiali, cóż to takiego na tej skórze jest, ale wiecie co… w sumie to nie wiadomo, czy się cieszyć, czy płakać. To nie są żadne te paskudztwa robalowe, co to pod mikroskopem się je ogląda, aaleee…. to organizm Kubełka sam sobie to robi… walczy sam ze sobą i to stąd, jak mówi nasza psiowetka, ale ona to jeszcze sprawdza ciągle… Jakby się okazało, że to prawda, to dopiero dramat, bo jak tu walczyć z ciałkiem, które walczy z… tym samym ciałkiem…? Robali można się pozbyć, wolniej lub szybciej, kąpielami, maściami, torcikami od tabletkowych, ale to…? Ech, i biedny ten Kuba taki, smutny zupełnie, zrezygnowany… Jak się na niego patrzy, to też wzrusz jest… nie taki, jak przy Monsunie czy Gustawie, taki smutniejszy, ale poliki mokre zostawia…

To taki kolejny post właściwie z serii „tak to u nas jest”. Wiem, że smutne wzrusze są dla niektórych nie do przejścia, ale pamiętajcie, że żyje się też dla tych weselszych, dla tych, które dają siłę przetrwać te pierwsze. Bo trzeba je przetrwać, dla nas trzeba. Takie to nasze życie, ale bez Was w nim, to nie byłoby życie, wiecie…


Pamiętacie post o zgrai sierściuchów, o ciszy przed burzą? O ten – PSTRYK.

To stadko wyrosło i powoli do domów wymaszerowuje, chociaż tyle tego było, że jeszcze część jest i tutaj macie taki mały przykładzik dawki cukru, jaka jest u nas w schronisku:

Wyobraźcie sobie jednak, że ich ciotko-matki zupełnie nie podzielają zachwytu naszych nad tymi małymi pociesznymi, przeuroczymi… diabełkami…

…byle wyżej, byle dalej, byle SPOKÓJ!

…także jak marzycie o małym kotusiu i nie macie do nas daleko bardzo, to możecie odciążyć sierściuchy, bo się już nawychowywały po kokardy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *