Panuje tu u nas ogólne przekonanie…

Panuje tu u nas ogólne przekonanie – słuszne zresztą – że na własny dom z własnymi bezogoniastymi największe szanse mają psy młode, zdrowe, wesołe i towarzyskie. Te stare, schorowane i piekielnego charakteru, raczej już tu pozostaną[1]. Pisałem jednak wcześniej, że niekiedy zdarzają się wyjątki. Poszło na swoje parę psów stareńkich, parę chorych. Bywa, ale to już naprawdę rzadko, że i wścieklak ma wzięcie. Kilka słów na ten temat.

Maryś to pomieszany husky. Młody i dobrze zbudowany. Wygląda też ciekawie. Weźcie farbę czarną, szarą, białą i brązową i chlapcie pędzlem na chybił trafił: tu plama większa, tu mniejsza… Takiej maści jest Maryś. Mógłby się podobać, gdyby ktoś zdołał mu się dokładnie przyjrzeć. Wszyscy jednak uciekają, gdy tylko znajdą się w jego pobliżu. Bo nie ma chyba psa, który głośniej i zajadlej szczekałby na obcych. Nawet swoich potrafi obsobaczyć, gdy coś mu się nie podoba.

Nauczeni doświadczeniem – niejednego takiego widzieliśmy – próbowaliśmy mu przemówić do rozumu. Chcesz być panem u siebie, to spróbuj jednak polubić bezogoniastych. A skoro już taką trudność ci sprawia machnięcie parę razy ogonem na ich widok, to przynajmniej nie drzyj paszczy. Bez skutku – nie potrafił się przemóc.

Aż wreszcie trafiło się małżeństwo z okolicznej wsi. Mają tam gospodarstwo, zwierzęta w obejściu, sporo maszyn… Jest czego pilnować. Mieli i psa, ale przyszedł jego czas. Stareńki był. No więc potrzebują nowego. Takiego, co nocą zmarłego obudzi ujadaniem, gdy ktoś obcy będzie próbował wejść na podwórze.

Nasi bezogoniaści od razu skierowali ich do Marysia. A ten, swoim zwyczajem, zaczął się miotać z wrzaskiem. Dobrze, że nie rozumieli, co im szczekał. Ale to, co zobaczyli i usłyszeli, spodobało im się bardzo. No i Maryś powędrował na wieś. Z zastrzeżeniem, że jeśli w dobrobycie spocznie na laurach i zacznie wyznawać zasadę, że pies ma paszczę tylko do jedzenia – to wraca do schroniska. Ma więc teraz dwutygodniowy okres próbny. Ale sądzę, że możemy być o niego spokojni.

Obawiamy się za to o Szejka. Zwłaszcza, że czujemy się trochę winni… Ale kto mógł przypuszczać… Szejk jest dwulatkiem małym, szarym, niepozornym, kundlem pełną gębą. I to z gębą pełną wrzasków. Miał swój dom od szczeniaka, ale z wiekiem robił się podobno coraz bardziej złośliwy, samowolny i atakował dzieci bezogoniastych, u których mieszkał. No i trafił do schroniska. I jego pouczaliśmy, perswadowaliśmy mu, żeby się uspokoił, opamiętał i zawarł pokój z bezogoniastymi. Niby słuchał, głową kiwał, potakiwał, obiecywał poprawę, ale gdy tylko ktoś zbliżał się do niego, zapominał co obiecywał. Łapy nam opadały.

I sytuacja się powtórzyła. Znów bezogoniaści ze wsi, znów gospodarstwo – tym razem ekologiczne, znów majątek do pilnowania i okoliczni chętni na ten majątek. I pies-stróż potrzebny od zaraz. Nie musi być wielki i silny, ale czujny. Bo nie ma gryźć i mordować, tylko szczekać i ostrzegać. Coś jak w sam raz dla Szejka. Nasi bezogoniaści też na to wpadli i zaproponowali gościom właśnie jego. Obszczekał ich jak należy, więc dalej potoczyło się jak zwykle: obróżka, smyczka i spacer zapoznawczy w okolicznym lesie.

Nasi bezogoniaści zabrali się za wypisywanie umowy adopcyjnej, a Szejk poznawał się z przyszłymi współdomownikami. I przypomniały mu się nasze rady i pouczenia…

Szczęki nam poopadały, gdy zobaczyliśmy ich wracających ze spaceru. Bezogoniasty szedł przodem i wymachiwał smyczą, a jego żona maszerowała za nim z Szejkiem na rękach. A Szejk wtulony w nią, oczka zamknięte, pysk podniesiony, łapy do góry, pekińczyk kanapowy a nie pies-ochroniarz!

Zerknęliśmy na siebie i głupio nam się zrobiło – tośmy się ale psu przysłużyli naszymi mądrościami i radami…

Wszystko jednak skończyło się dobrze. Nowi bezogoniaści wytłumaczyli sobie sytuację w ten sposób. Szejk ma swoich kochać. Szczekać ma na obcych. Więc już widać, że swoich kocha. A co do obcych – zobaczy się.

No i pojechali.

A myśmy zostali z ciężkim problemem. Zatrzymają Szejka, czy wróci z powrotem? Trochę czasu już minęło, więc chyba wszystko poukładało się jak należy.

Ech, bo czasem to już nie wiadomo, jak ma się pies zachowywać!

[1] Jak słyszeliśmy, wśród bezogoniastych panuje podobna zasada; ciekawe, kto od kogo ją przejął.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *