NASI zostają!

– Hedar! Klajd!! Możecie rozpakowywać torby! Jednak zostajemy!!

– Najpierw się kazała pakować, teraz rozpakowywać… o co ci chodziło?

– Ech, konkurs był przecież… Nasi chodzili, się denerwowali…Schronisko to tak samo nie pracuje sobie i się nie prowadzi też samo, dlatego co kilka lat konkurs jest na kolejnych prowadzicieli. Ktoś musi zamawiać żarełko, ktoś musi sprzątać, gotować, prać, chodzić za tobą, żebyś tabletki zeżarł, sporo roboty! Okazało się, że nasi znów wygrali! Najlepsi byli! A my przecież w biurze mieszkamy, Cakar w kuchni i kto wie, który kojec by nam przydzielili, gdyby naszym odebrali klucze…

– Ooojaaciee, faktycznie… Pójdę, szczeknę w podziękowaniu, że jednak mogę zostać!

– Nie łaź nigdzie! I tak mają dosyć szczekania twojego, ile można? Znajomy wchodzi – szczekasz. Zamieszanie – szczekasz. Spokój – szczekasz… Chociaż raz odpuść sobie, bo jeszcze nasi stwierdzą, że przeprowadzka ci potrzebna jednak!

Poszłam się też przedreptać po schronisku, bo już się rozeszło, że mogło być różnie. Trzeba było teraz roznieść, że nasi zostają!

Podreptałam na szpitalik. Szczeknęłam na środku, że nasi zostają! Vigro mieszka w jednym z boksów, jest u nas krótko, więc zapytał kto to są „nasi”. Wyjaśniłam, że „nasi” to wszyscy, którzy przychodzą i pomagają, którzy mu zmieniają kocyki, podają miseczki, zmywają podłogę, chodzą z nim na spacery, głaszczą… I jak powiedziałam, że głaszczą, to zobaczyłam taki radosny uśmiech:

– „Nasi” są fajni! Głaszczą! Pytają jak się czuję, czy mnie boli ta wielka kulka na mojej łapie. Wiedzą, że chodzić przez nią  nie mogę, to mnie nie pospieszają. Wchodzą i od progu się uśmiechają, ja uśmiecham się do nich, tak ciepło jest z nimi…

Potem miałam iść na apartamenty, ale zobaczyłam z daleka, że ze spaceru wraca Tajfun. Szczeknęłam mu, że nasi zostają!

– O kurczaki! Ale w dechę! Lubię naszych! Tyle lat już ich znam! Co zimę się martwią o moje stawy, trzymają kciuki, żebym trafi do domku z ogrodem, gdzie będę mógł latem na trawie stare kości grzać. Codziennie tabletki mi przynoszą, pytają, jak mi się spało. Nie przeszkadza im, że tak na okrągło piszczę piszczydłami, które mam do zabawy! Zajepsiście, że zostają! Powiem innym z apartamentu, a ty leć dalej opowiadać!

W takim razie po drodze było mi na złote klatki. Tam mieszkają niektóre sierściuchy. Stanęłam pod klatkami i wymiałczałam jakoś, że nasi zostają! Mało nie zwiałam, jak się wyłonił z klatki Wyszek…

– No czo ty gadasz, Mała?? Ale żajemiałczyście, że żosztają! Jak przychodżą szprzątać kuwetki, czy przynoszą miszeczki z jedżonkiem, to żawsze pogłaszczą i nie żapominają przy tym o ogonie! Ta łapa po wypadku mnie jeszcze boli i oni jakoś o tym wiedżą, i tak delikatniaszcie tam robią wszystko, a potem mnie miziają znów. Fajoscy są, ci nasi, chociaż znam ich krótko, ale koty się na ludżach żnają!

Jak już złote klatki załatwione, to biegnę dalej! Poszłam na kociarnię krzyknąć. Stałam pod oknem i drę się: eeeeee, sierściuchyyyy, nasi zostają! W oknie siedział Gigal.

– Słuchajcie! Ta mała na dole, ta z biura, wiecie, to ona mówi, że nasi zostają! Eeeej, ty za pudłem i ty w rurze – nie chować się! Nie trzeba! Zostają nasi! ZOSTAJĄ, miałczę! Już oni doskonale wiedzą, kogo miźnąć po grzbiecie, a kogo za uchem. Już oni wiedzą, że ten dzisiaj osowiały jest za bardzo, a tamten z kolei zawsze śpi tyle na parapecie. Znają nas z każdej strony.

Uff. Sierściuchy odhaczone. To lecę na wiaty! Stanęłam między pierwszą a drugą i usiłuję przekrzyczeć szczeki „i co? i co?? I CO???”. NASI ZOSTAJĄ!!! Sulejowi się mordka rozjechała:

– Jeeeeeżu kolczasstyyy… Jak suuupeeer! Przecież taaak kciuuuki czymałeem, już mi łapy cierpłyy! Przecież ta jedna z naaaszyyych to mnie taaaaaaak kooooochaaaaa! Wiesz która, nieee? Zawsze, jak przechodzi obook, to się paaczy naa mniee, niee i uśmiecha się, kocha mnie, po proostu, wieesz… Wiem, że ona ogólnie kocha też wszyyystkich, ale tak szczególnie, wieesz, to kocha MNIEE…

Wiata pierwsza i druga już wiedzą, to pobiegnę do trzeciej, tam rządzi Tyson! Do niego to strach się zbliżać… Ale poszłam, przecież nie wypada nie iść… Zbliżyłam się do krat (niezbyt przesadnie!), dygnęłam, powiedziałam „Dzień Dobry… Proszę psa Tysona, chciałam tylko powiedzieć, że… NASI ZOSTAJĄ!”

– Mhm. To w istocie jest prawdziwy powód do radości! Nie jestem psem łatwym, przyznaję… Wiem jednak, że nie jestem jedyny taki… Mimo wszystko wszyscy się starają i szukają sposobów, żebyśmy merdnęli ogonami. Jak nie jeden wolontariusz, to drugi spróbuje. Jak nie smakołykiem, to obietnicą popływania w strumieniu czy rzucania patyków przez godzinę. Każdy z nas ma szansę! 

Ufff, wszyscy wiedzą, całe schronisko już merda ogonami! Można spać spokojnie…

…niektórym nie trzeba powtarzać dwa razy…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *