Schronisko to nie dom, ale mamy tutaj Rodzinę…

Wiem, że często mówimy o tym, że schronisko to nie dom, że to nigdy nie będzie dom i tak dalej. Znaczy to jest nasz dom, ale wiecie, o co nam chodzi. Budy, posłanka, kocyki przechodnie. Dziś to ja mam kocyk w kratkę, jutro dostanę różowy, bo ten w kratkę, świeżo wyprany, będzie miał Cetus czy inny Romeo. Dziś dostanę jeść w miseczce z wgnieceniem w dnie, jutro dostanę w nowej, pojutrze trafi mi się może poobijana. Nie mamy nic całkiem swojego… Dziś ktoś śpi w kojcu po lewej, jutro może spać w kojcu od środka, bo akurat będzie powód jakiś ważny.

Schronisko to nie dom, ale… nasza rodzina jest tutaj. Mówcie, co chcecie, ale to często pierwsi dwunożni, którym na nas zależy, którzy nad nami płaczą i z nami się cieszą. Rodzina, której niektórzy z nas nigdy nie mieli…

I dlatego czasami, kiedy jest już tak bardzo nie bardzo, kiedy się przyplącze coś złego do nas… To my się jednak cieszymy, że jesteśmy „u siebie” i…. i tutaj już nie napiszę w tych kreseczkach, co to tak każą oko przymrużyć… jesteśmy wśród swoich.

Tak naprawdę.

Boss coś o tym wie.

On się tak uśmiecha, ale nie dajcie się zwieść. Znaczy on naprawdę jest taki pogodny, naprawdę kocha tych naszych całym sobą. Tak naprawdę naprawdę.

Czemu macie się nie dać zwieść? A widzicie tę kulkę na łapie?

Tam na dole, nad palcami.

Tych kulek ma więcej. Dużo więcej. Cały w tych kulkach jest, tylko pewnie większości nie widać… Psioweci już wiedzą, nasi już wiedzą, Boss też już wie…

To rak. Taki jeden z najstraszliwszych, bo rak kości. Taka się do niego przyplątała gadzi… eee… to chyba nie jest gad… SKORUPINA przebrzydła! Siedzi i trawi, i rośnie… A Boss się uśmiecha.

Może nigdy nie był tak szczęśliwy? Może nigdy nie dostawał tyle radości? Na dzień zabierają go do kuchni, gdzie Boss zapomina, że jest statecznym, biednym, chorym staruszkiem. Tu kulkę podje z wiaderka, tam liźnie trochę rosołku, jak ktoś gar postawi na podłodze, albo ukradkiem, po cichu zacznie odchodzić z kurzęcym udem w paszczy… Wybaczają. Jemu już wszystko wybaczają.

Na spacery chodzi kilka razy dziennie. Nie tylko przechadza się po placu!


Ale wychodzi też na takie normalne spacerki do lasu. Słucha się, pewnie, tylko czasami odwrotnie. Może nie odróżnia prawo od lewo? Zdarza się. Wołają go w jedną stronę, a on w drewnianych podskokach leci zupełnie gdzie indziej.

…małe radości…


I chociaż nasi nie wiedzą (bo i psioweci też nie), ile zostało Bossowi, to nikt nie szuka mu teraz domu, byle prędzej, byle zdążyć. Nie krzyczą nasi na fejsie, że taki tutaj Boss biedny jest, przyjdź i adoptuj, zabierz. On jest szczęśliwy, widzimy to wszyscy. On ma rodzinę, którą kocha nad życie i nasi już za nim tęsknią. Wiem to. Prawda, Psianiołku? Masz cierpliwość do niego, możesz za nim chodzić, raz za razem zabierać jego pychol z wiaderka z karmą, na spacerach ganiać za nim, kiedy znów podrepta OD bramy, a nie DO bramy, śmiejesz się, kiedy łapie za dłoń, bo przecież tam musi być coś do jedzenia, patrzysz na niego tak szczególnie… I już za nim tęsknisz….

A on dzięki naszym może być beztroskim staruszkiem. Zanim zacznie go boleć, zanim nie będzie miał sił wstać, zanim ta skorupina rozpanoszy się na dobre w starutkim ciałku i zacznie wygrywać z tą cudowną, staruszkową radością.

Tak czasami musiało być, że skoro nie pojawił się ten dom na horyzoncie, kiedy jeszcze czterołap dziarsko maszerował przez życie, to coraz bardziej się zadomawiał u nas, coraz bardziej zakochiwał się w naszych, coraz mocniej się zagnieżdżał w ich sercach, coraz bardziej oddawał im swoje. Właśnie tak, jak teraz Boss.

Niech będzie szczęśliwy jak najdłużej. Niech cieszy się wiosną, niech słońce wchodzi w jego futerko, niech się rozgrzewa na skrzywionym łepku, bo pewnie tak fajnie się palce wplata w gorącą sierść… Ja nie wiem, nie sprawdzę, bo mi nie wypada, ale nasi tak mówią, że to takie przyjemne.

Niech radość się maluje jak najdłużej na jego ryjku, niech oczy się błyszczą w błogostanie, bo wreszcie jest kochany, bo kocha, bo to może najszczęśliwszy czas w jego życiu… On jest już tak naprawdę u siebie i ze swoimi. I pewnie gdyby nie nasi, to nie byłoby go już dawno… A teraz dzięki nim i właśnie w nich zostanie na zawsze.

Tęsknij właśnie teraz, kiedy on jeszcze jest. Kiedy jeszcze możesz się nim nacieszyć, kiedy on całym sobą chłonie te chwile tu i teraz.

I chociaż dzisiaj śpimy na granatowym kocyku, a jutro dostaniemy w kwiatki, bo ten wyprany granatowy już dostanie ktoś inny, chociaż miseczka będzie okrągła dziś, a jutro owalna, bo okrągła stanie gdzieś indziej, chociaż to nie jest takie tylko nasze, to wiemy, że mamy taką naszą, najwyjątkowszą Rodzinę i to nas trzyma, to nas rozmerdowuje, to „zmusza” Bossa i wielu z nas do wstania każdego dnia…

I nawet, jeśli nigdy nie przyjdzie po nas taka jeszcze bardziej nasza rodzina najwyjątkowsza to wiemy, że kiedy przyjdzie czas zasnąć, nie będziemy sami, a nasze psierca nie będą puste…

Dziękujemy.

Bez Was nas by nie było.

3 komentarze

  1. Ehh… popłakałam się. Wiele lat temu, w rodzinnym domu, mieliśmy śliczną suczkę, taką szarą, kudłatą, podobną do owczarka nizinnego, Kaję. Kaja była z nami 12 lat i zachorowała na to samo co Boss. Usiłowaliśmy ratować…ale przyszedł moment, że dostawała już tylko środki znieczulające ból. 🙁 Jak je dostała to była taka mało przytomna, a jak przestawały działać to skomlała z bólu. Do tej pory mam łzy w oczach gdy sobie to przypomnę. Musieliśmy w końcu pomóc jej przejść za Tęczowy most, choć było to straszne.
    Piesku, kochany przez tylu wspaniałych człowieków… niech Cię chociaż nic nie boli.

  2. Dziękuję, że jestescie?dziękuję za dobroć i miłość ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *