Schronisko na sto dw… cztery!

HA! Takie mamy schronisko! Więcej napiszę – dwa! Nasi musieli tony papierków wypełniać, podliczali maaasę rzeeeczyyy, niezliczone! Ci to mają głowy, matko suczko, jak zaglądałam przez ramię, to mnie tak szczęka opadła, że mnie szturchnąć musieli, bo przecież zasierścionych kartek nie wypada dać do tych ważnych dwunożnych, co to zatwierdzają. Prócz tego, że trzeba było tam wpisać duuużo cyferek, co by pokazać, ile monetek trzeba było dać, żeby nam było ciepło, żebyśmy mieli napełnione brzuszki i byli zdrowi, żeby widzieli tam, w tych urzędach, że to, co dali naszym, to wyszło w całości i jeszcze się nasi dokładać musieli ohohoho, jak dużo, to te wszystkie imprezy podawali, pisali, ile nas jest, ilu naszych się nami wszystkimi opiekuje i te inne rzeczy bardzo ważne. I oprócz tego psiliarda rzeczy, nad którymi siedzieli dni cztery od rana do nocy… serio serio… to podali, ile nas przyszło w zeszłym roku i ile wyszło, iii wieeecie cooo…

Sto cztery procęt! Się to nazywa psiadopcyjność i wynosi sto cztery procęt u nas, a to znaczy, że wywedrowało więcej psów niż wwędrowało! I w tym schronisku, co jest niżej na mapie, to ta psiadopcyjność wyniosła sto dwa!

Oooojaaaa….

Jakby tak było wszędzie, jakby tak było zawsze… to za kilka lat już by schroniska nie były potrzebne… Wyobrażacie sobie taki psiękny świat??

To robimy tak, ja przedstawiam kilku psiumpli, a Wy idziecie do schroniska, które tam macie blisko, albo i dalej, jak tam uważacie i czujecie, i zabieracie czterołapa do domu, dzięki czemu mój psiewspaniały plan się będzie realizować ohohohoho.

Oto Bobi.

Mieszka właśnie w tym schronisku na dole mapy i od razu napiszę – niech Was nie zmyli ten siwy pychol! Bobi wcale nie jest taki wiekowy, jakby to się mogło wydawać. Tak go może natura skrzywdziła, bo każdy myśli, że to już nastolatek, a wcale nie. Grzeczny to psiak, bo i niezbyt wyrywny na spacerach, i też się nie ociąga bez potrzeby, ale największą, ale to najnajwiększą jego miłością są… dwunożni…

Przyklejałby się na okrągło i całe dnie! Tak bardzo, że jak ktoś jeszcze chce się przykleić tak samo, to temu się to już nie podoba i już warkoli, straszy, a czasami to i nawet chce zęby uruchamiać… Taki jest. Rady na to nie ma? Oczywiście, że jest! Albo nie mieć innych psiumpli, albo odpowiednio mu pokazywać, że trzeba być grzeczniejszym. W schronisku to nie jest takie proste, ale jak już się pojawi dwunożny, któremu Bobi będzie pisany, to ze wszystkim da radę.

W tym samym schronisku, ale całą wiatę dalej, mieszka Azor.

Imię zwyczajne może takie, ale patrzcie, jak on pozuje! Jaki uśmiech, ta stopa, te łapeczki z przodu idealnie, ogon filuternie podkręcony! Azor urodę ma wyjątkową, a jak tylko kogoś zobaczy, to się cieszy całą paszczą. Czemu więc w schronisku siedzi? Ech… Jego dwunożny odszedł tak, skąd się nie wraca, a u rodziny nie było dla psa miejsca…. Nie jego wina… Jeszcze jego świat będzie piękny pewnego dnia, jeszcze będzie mógł całymi dniami wtulać głowę w czyjeś ręce, zapomni, jego życie zacznie się na nowo.

A widzieliście kiedyś psa z odwrotnie pandowymi oczami?? Plotę głupoty, powiecie, ale patrzcie tylko:  

Ha! Takie jasne ma, śmieszne! Prinz jest wyjątkowy, jak każdy z nas tutaj, i zasługuje na dom najlepszy… jak każdy z nas tutaj też. Ten pocieszny psiumpel mieszka w tym samym schronisku, co ja, a przyjechał dwa miesiące temu po tym, jak ktoś go znalazł w rowie… Dobrze, że ktoś go wypatrzył, bo kto wie, co by było! Lepiej nie myśleć. Prinz jest jeszcze w sumie całkiem młody (któż z nas nie chciałby mieć znów czterech lat…) i całkiem pocieszno-przyjazny. Do drapanka pierwszy, do spacerów najprzedniej biegnie, dwunożni mu się na szczęście tylko z fajowskimi sprawami kojarzą, także też wzorowo z zachowaniem, tylko do domu Prinza brać!

Na koniec zostawiłam sobie jedyną dzisiaj psiolaskę. Indi jest niezwykłej urody i chociaż się może wydawać, że ciągle coś jej nie pasuje, to ja zaręczam, że jest jedną z najbardziej uroczych (zaraz za mną), psin w całym schronisku…

Nieee, ona nie warczy ani nic, taki zgryz jej wyszedł, że ciągle te kiełki dolne jej się wysuwają i przygryzają fafelki…

Ale jakbyście zobaczyli jej ogonek rozmerdany, jakbyście poczuli miętkość uszek, to zaraz by wszelkie wątpliwości precz poszły i od razu byście wiedzieli, że tylko ta i żadna inna! Indi była przywiązana metalową linką do płotu jednych dwunożnych…. Taką całkiem sztywną linką, zimną, ciężką, a ta psiolaska to taka z tych małych przecież… Szkoda, że nie mogli oni jej zostawić u siebie, ale już trudno, na pewno by zostawili, jakby tylko mogli. Tyle dobrego, że przywieźli ją do nas i jej zadek nie mazrnie na tym mrozie. Indi to z tych jest, że z kolan by nie schodziła, a nawet, jakby kto wstał, to ona i tak by się pałętała pod girami, żeby znów na nie wejść, jak tylko ktoś usiądzie. Brakuje jej tego ciepełka… Oby szybko wykopytkowała do nowego domu na zawsze-zawsze…

Oczywiście, że nie tylko te 4 czterołapy są w schroniskach! Caaaałeeee mnóóóstwo ich jest, a w samym tylko naszym jest ich ponad 200. Nie wiem, ile to dokładnie, bo mi się palce myliły przy liczeniu, ale jak patrzę po kojcach, i jak tak tak sobie dreptam między nimi, to mi się ciągle wydaje, że dużo, chociaż bywało i o wiele więcej… Liczby jednak nie kłamią i więcej nas wyszło niż przyszło, więc tylko cieszyć się przeogromniaście i trzymać kciuki, żeby tak było zawsze! Aż ani jeden zwierz nie zostanie w ani jednym schronisku!

2 komentarze

  1. To jest moje największe marzenie! Abym do schroniska przejeżdżała już tylko po to, by kurze pościerać??

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *