Po jedenaste – nie porzucaj.

Słyszałam, że ktoś kiedyś spisał jakieś przykazania, i że jest ich 10. Nie wszyscy wierzą w to spisanie, ale też i nie wszyscy muszą, bo każdy robi, co uważa. Wiadomo jednak, że i tak bardzo ważne jest, żeby nikogo nie krzywdzić, a głównie o tym to właśnie one są. Ja to bym dopisała tam przykazanie jedenaste, bo czy ktoś wierzy, czy nie, to tak czy siak niestety trzeba mu przypominać taką ważną rzecz…

Niektórzy z nas się zgubili, niektórych nasi odebrali, bo nie mogli pozwolić na to, żeby w takich warunkach żyli, a niektórzy… cóż. Przestali być potrzebni. Nie zawsze jest to takie oczywiste, ale nasi czasami śmią twierdzić, że właśnie tak było, bo sporo znaków na ziemi i niebie o tym właśnie świadczy.

Tak właśnie potraktowany został Stark, najpewniej ktoś go z jeździdła wyrzucił.

Bardzo ktoś go skrzywdził, ale właściwie nie wiadomo, czy tym wyrzuceniem (chociaż to na milion procent przecież…), czy może wcześniej jeszcze ktoś mu coś zrobił, bo się chłopak stresuje i boi wyjątkowiej niż większość nas. Z budy nie chce wychodzić, a jak już wyjdzie, to ze szczekającą paszczą, smyczki nie zna, ale już go psiolontariusze w obroty wezmą, jak każdego. Poznają, pokażą, że rozumieją, zastosują sobie tylko znane złote sposoby, a jak jeden okaże się niezbyt dobry, to drugi znajdą, trzeci, piętnasty. Już ja ich znam. Dadzą radę.

Zajrona też wyrzucili, tak mówili dwunożni, którzy dali naszym znać, że trzeba po niego przyjechać, bo się szwęda to tu, to tam i sieje postrach.

Milusi to on nie jest jakoś… a z takim wyglądem jakoś bym bardziej się spodziewała misiowego charakteru, a tu nic. Zajran sam sobie decyduje, czy tego albo tamtego wpuści do kojca, czy nie, czy na spacer wyjdzie, a może nie, czy będzie szedł w tę stronę, czy właśnie że zamiaru najmniejszego nie ma. Cóż. I tym się nasi zajmą, no bo jak inaczej. Czy będzie to szło wolniej, czy szybciej, to już czas pokaże, ale u nas to się nikt nie poddaje. Albo w końcu znajdzie się jakiś dwunożny, w którego się Zajran wpatrzy jak w obrazek.

Co do Melasy to nie wiadomo, czy akurat ją wyrzucili z jeździdła, ale raczej się właśnie miała zgubić na zawsze…

Nikt nie chciał się do niej przyznać, więc ktoś do naszych zadzwonił, a i u nas jakoś wciąż nikt się po nią nie zgłosił… Melasa nie zalicza się do najmniejszych psiolasek, ale za wiele się tym nie przejmuje, i tak by się przytulała i właziła dwunożnym na kolana. Z jednej strony jest właśnie taka „włażąca z girami”, ale z drugiej jak tylko ktoś krzyknie czy krzywiej spojrzy, to zaraz się kuli cała w sobie i nie wie, co dalej będzie, czy może ktoś jej nie skrzywdzi… U NAS?? Skąd! Mogłabym napisać, że to ostatnia rzecz, której można się spodziewać po naszych, ale też napisałabym bez sensu, bo u nas nikt nikomu w życiu nigdy przenigdy by nie zrobił niczego złego i koniec! Przekona się o tym Melasa, ale już tak całkiem uwierzy może dopiero u siebie w domu…

Historia Daisy w ogóle jest zagmatwana.

Jakiś czas temu na fejsie się pojawiła informacja taka, że w jakiejś mieścinie szwęda się psiolaska. Konkretniej to się kręciła w miejscu, gdzie sporo się jeździdeł przewija i ona tam może czekała na to, które ją tam zostawiło. Jakoś się nikt nie chciał zająć psiną, nasi też nie mogli pomóc, za daleko. Po jakimś czasie jednak ni z tego ni z owego za płotem pewnego przytuliska znalazła się brązowa psiolaska ze śmiesznymi uszami… Szybko ją rozpoznali, że to ta sama… Jak to jest być porzuconym dwa razy? Jak to jest myśleć, że znów siedzi w jeździdle i na pewno już się jest bezpiecznym, a potem znów ktoś ją wyprowadza i ładuje za płot w zupełnie nieznanym miejscu i odjeżdża? Tamci dwunożni zadzwonili do nas i tak Daisy przyjechała do schroniska. Na razie zagubiona jest i nie ma się co dziwić przecież… Też sobie trochę wybiera z kim się przyjaźnić, na inne czterołapki burczy, ale to początki są. Zobaczymy, jak będzie dalej, przecież musi być lepiej…

Ja to bym chciała, żeby przed przygarnięciem zwierzaka, każdy musiał iść do takiego miejsca ze szklaną kulą, gdzie będzie się drukować taki karteluszek, na który będzie napisane, czy ten pies, kot, chomik, pasikonik, cokolwiek, będzie bezpieczny do końca swoich dni… Żeby to był warunek przygarniania. Może kiedyś nadejdzie taki dzień, może kiedyś ktoś to wymyśli, stworzy i świat stanie się piękniejszy…?

…a tymczasem trzeba naprawiać coś, co inni zepsuli przez „właściwie to nam się znudziło / zepsuliśmy go, ale się nie przyznamy / wakacje ze zwierzakiem to przecież udręka”…

…a żeby was…

Jeden komentarz

  1. Dobre duszyczki te Wolnotariusze. Ratują te pieski i psiolaski fizycznie i psychicznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *