Już ładne!

Tak jakoś jest z maluchami, że te psie zwykle są puchatymi kulkami z bystrymi ślipiami i mokrymi nosami, które zaraz każdy by tulił i się z nimi bawił; jak tylko mogą, to wędrują do domów. Za to sierściuszątka… Zdarza się, że trafiają też takie mięciutkie i zdrowe, wędrują do domów, gdzie czekają na adopcję, ale zupełnie już niedziwnym widokiem jest dzieciuch z mokrymi oczami, zaklejonym nosem i czasami zwiędłymi uszami, w których żyją całe kolonie kolejnych zwierzątek. Pewnie, że one też potrzebują przytulania i domów, ale zwykle dopóki się nie wyleczą porządnie, to mieszkają w schronisku, ale zaraz potem mogą wyfruwać i byłoby najsuper, gdyby już ktoś na nie czekał wtedy… Często jest jednak tak, że one zdrowieją, w międzyczasie rosną, a takie już mniej-puchate i już-nie-kulki nie są tak chętnie adoptowane.

Pewnie nie pamiętacie historii Krówka, ale ja pamiętam i ten sierściuch spędził najlepsze miesiące w schronisku. Przyszedł jako tyci sierściuszek, a wyszedł jako chyba dwuletni, dorosły, dostojny Krów…

W połowie wakacji przyjechała Dwukropka.

Trafiła do nas razem z innymi sierściuszkami, były znalezione w kartonie i miały na sobie dziesiątki pasażerów na gapę. Cała grupka była obsmarkana, a Dwukropka najbardziej. Była najsłabsza ze wszystkich, a dziś? O:

Nikt by nie powiedział, że ledwo zipała, teraz ani kichnie nawet. Ma uroczą plamkę na poliku, a nos wygląda, jakby przytkła do atramentu i część jej się zakolorowała na stałe.

Willa została znaleziona na polu w stanie… jak widać.

Byłe ledwo żywa i odwodniona, to też był środek wakacji, więc i ciepło, słońce smażyło… Dziś Willa wygląda zupełnie inaczej, jest wdzięczną sierściuszką.

Po tamtym zasmarkańcu nie ma już śladu, ale do dziś Willa lubi opowiadać, jakie to wielkie szczury na nią polowały na polu…

Ale dała radę!

W kartonie została też znaleziona Harmonia:

…która nie wyglądała właściwie tak źle, ona miała początki kataru, więc nie dziwi, że dziś wygląda całkiem zdrowo:

Ale razem z Harmonią przyjechała Ligawka, której się już aż tak nie poszczęściło zdrowotnie…

Jednak i ona dała radę i dziś jest wielko-złotooką sierściuszką. 

Nie pisałam nic o ich charakterach, ale to celowo, bo musiałabym o każdym pisać prawie to samo. Jakie one są? Kochane i potrzebujące kontaktu, ale nieśmiałe jeszcze. Zresztą jakie mogą być skoro znają dwunożnych głównie od strony wetowej? Skoro nasi mają dla nich tyle czasu, ile dla innych – trzeba posprzątać, wymienić kocyk, kulki dosypać jedzeniowe, wytrzeć klatkę, która przez te wszystkie miesiące była i jest nadal ich domem. Każdy w swojej mieszka albo z kimś, z kim przyjechał. Ci drudzy to szczęściarze, mają do kogo miałknąć, a pozostali? Cztery ściany, podłoga, sufit i wszystko tak bardzo blisko. Smutno tak. Są głaskane na tyle, na ile to możliwe, na ile nasi mają czas. Wolontariusze przychodzą, jeśli mogą akurat do nich wejść, bo nie do wszystkich każdy może. Sierściuszki nie mogą porządnie wyspać się na kolanach, nie mogą się bawić do zmęczenia łapek, nie mogą biegać za sznurkowymi myszkami, piórkami na wędkach tyle, ile by chciały, bo prócz nich w schronisku jest jeszcze masa innych zwierzaków, które też czekają na uwagę.

Nie szukaj tylko całkiem malutkich sierściuszątek, puchatych, mięciutkich, nieporadnych. Czekają na Ciebie też te większe, którym na starcie los podstawił nogę, ale udało im się wyjść z tego z gracją, żeby nie napisać – z życiem… W schronisku otrzymały pomoc, stanęły na łapki, mogę napisać z pełnym przekonaniem, że zostały uratowane, ale już wystarczy ich mieszkania w klatce. Czas wyruszyć na podbój świata!

Będą się bawić, tulić, spać przy Tobie, chodzić po meblach, towarzyszyć Ci cały dzień, tylko daj im szansę, pokaż, że można Ci zaufać, nie pozwól, żeby spędziły w schronisku chociażby dzień dłużej…

2 komentarze

  1. Piętnaście lat temu dostałam takiego zasmarkańca. Nie był puchaty. Miał więcej pcheł niż włosów i vety powiedziały, że nic z niego nie będzie. Wyrósł na cudownego mądrego kocurka. Niestety, odszedł w maju tego roku. Miałam już nigdy nie doświadczyć małego szczęścia, bom za stara i w ogóle… A jednak stał się cud. Ogłoszenie na fb: maleńki zasraniec z zaklejonym oczkiem. Dostałam tę ledwo tygodniową puchatą kruszynkę wraz z kroplami do oczu, butelką, zapasem kociego mleka i kawałkiem przytulnej flanelki. Funia ma już dwa miesiące, rośnie jak na drożdzach, bawi się jak szalona, oczko zdrowe bez śladu choroby. Przed nami całe życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *