Między piątkiem – trzynastego, a Dniem Kota Czarnego…

Ja to umiem trafić z postem! Nie dalej, jak przedwczoraj był pechowy dzień, bo podobno trzynasty dzień miesiąca nie może wyjść w piątek, bo nie, i że wtedy to najlepiej z domu nie wychodzić, bo coś się zdarzy złego, a jeszcze jakby wtedy drogę przebiegł czarny sierściuch, to już w ogóle wszyscy umrzemy! Za dwa dni za to jest Dzień Czarnego Sierściucha właśnie, więc widzicie, jesteśmy w samym środku międzypechowym! Znaczy dwunożni tak jakoś kojarzą te zwierzaki zupełnie nie wiedzieć czemu. One też nie wiedzą, a potem się ich tyle zbiera w schronisku…

Na razie wychodzi, że to one jednak bardziej mają pecha…

O niektórych pisałam już nie raz… Bob mieszka u nas ponad dwa lata.

Nie ma ogona i miał jakieś problemy zdrowotne z podogoniem, ale czy nadal ma, to trzeba naszych zapytać. Nie przeszkadza mu to jednak ganiać po półkach czy za zabawkami przyczepionymi sznurkami do patyków. Mieszka teraz z innymi kotami, chociaż mu to towarzystwo obojętne, ale dobrze wiedzieć, że nie musi być jedynakiem w domu, prawda? On w ogóle na początku znajomości jest bardziej nieśmiały, ale ciekawość prędzej czy później zwycięża.

Flafi też grzeje schroniskowe koce już długo…

Jest w średnim wieku, dostojny i grzeczny, ale za zabawką też w zapomnieniu pobiegnie. Dwunożnych lubi bardzo, czasami może i zbyt, bo bywa zazdrosny, dlatego inne koty niech się trzymają z daleka. Jakby wszyscy byli tacy sami, to byłoby nudno, a tak to widzicie – Bob może żyć w stadzie, Flafi powinien być jedynakiem, ale nie wszyscy akurat potrzebują ośmiu łap biegających po domu, cztery wystarczą. Ten czarny miś potrzebuje też jakichś specjalnych kulek jedzeniowych, bo mu tam przewód między ryjkiem a podogoniem nie działa, jak powinien, ale to też do dopytania. Jak się jednak pilnuje, co je, to wszystko w porządalu jest, więc to żadna wada!

Czas na kolejnego sierściucha z pechem do kwadratu, oto Lejzer.

Nie dość, że czarny, to jeszcze z wirusem w środku, przez którego szanse na dom mu się zmniejszyły prawie do zera, a przecież to nie jego wina! Być może kiedyś będzie bardziej chorować, ale każdy z nas być może będzie, i Wy też. Lejzer jest grzeczny i dostojny, u weta zachowuje się wzorowo, a kiedy do nas trafił nie był najzdrowszy, więc nasi mogli się o tym przekonać nie raz. Cały dniami wyleguje się na posłaniu, ale jego domem jest klatka, bo nie może zamieszkać z innymi sierściuchami. Już prawie DWA I PÓŁ roku mieszka w niezbyt przestronnych czterech ścianach… Przyjemnie? Niezbyt…

Moro to niezłe ziółko, ale to też dowód na to, że mruczka można źle wychować…

Moro była adoptowana jako niewielka sierściuszka. Uwielbiała się bawić, więc jej dwunożna podstawiała jej pod pazurki… rękę. Było to bardzo zabawne najwidoczniej, ale jak Moro podrosła, pazurki wyrosły, łapki stały się silniejsze, zabawa przestała być taka wesoła. Sierściuszka nauczyła się, że to dwunożna jest zabawką, że jej ręce można atakować, przecież tego została nauczona, i klops! Była tam jedna z naszych, która umie się dogadać z miałkami, podpowiedziała, żeby używać zabawek, żeby kończyć zabawę, kiedy jest za mocno. ….trzeba jednak chcieć, prawda? Właśnie. I tak Moro wróciła do schroniska. Tutaj będzie się uczyć zachowań… A ona potrafi być super, potrafi okazać miłość i wdzięczność, nie jej wina, że pozwalano jej na wszystko, teraz trzeba ją przestawić w drugą stronę.

Nie tylko takie dorosłe, czarne sierściuchy mieszkają u nas, żeby nie było. Na początku swojej życiowej drogi trafił do nas Jetix:

…i wieeeeelkooka Botwinka:

Jetix został znaleziony pod tą otwieraną blachą z przodu jeździdła, a Botwinka w lesie, niezłe przygody… Obydwa dzieciaki lubią dwunożnych, wszelkie głaski i przytulania są mile widziane. Przed nimi cudowne życie, ale to już pod warunkiem, że znajdą swoje miejsce w czyimś domu, bo w schroniskowej klatce to tak, wiecie, średnio fajne będzie… Takie maluchy potrzebują porządnego wyspania się na kolanach, szalonej zabawy każdego dnia, obserwacji świata z parapetów, a nie tak zza krat….

Tekst popełniłam do kalendarza naszego schroniskowego o tym, że mówi się, że czarny sierściuch przynosi pecha, a tymczasem te schroniskowe same go mają. Trzeba przyjść do nas, wejść na kociarnię i właśnie wbrew wszystkiemu pozwolić mruczkom przebiec sobie drogę; trzeba zabrać takiego czarnego miałka do domu i zobaczyć, jaka magia się zadzieje… Chociaż pomyślcie też o tych, które z innymi mieszkać nie mogą, które spędzają całe dnie w niewielkiej klatce, jak Lejzer chociażby. Wiesz, że nikt inny może nigdy nie zdecyduje się go adoptować…? Może Ty będziesz jedyny…?

Odczaruj czarnosierściuchowego pecha, przekonaj się, że razem ze zwierzakiem przydrepta do Twojego domu szczęście!

PeeS. Oczywiście, że nie przedstawiłam wszystkich, czasu tyle nie było, ale tych pechowców u nas jest jeszcze kilka….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *