…zamknij oczy i posłuchaj…

Takie cuda się dzieją ostatnio, że muszę Wam napisać, chociaż z pewnością część Czytacieli już wie, jeśli śledzą, co tam się u nas dzieje w schronisku. O takich rzeczach jednak trzeba pisać jak najczęściej!

Bo widzicie, odkąd jest na świecie ta zaraza parszywa, co jakoś nijak nie chce ustąpić, to nie ma możliwości przejść się u nas po wiatach. Nie i już, nasi muszą być jak najbardziej bezpieczni, bo przecież jak jednemu kwarantanna zawiśnie nad głową, to od razu reszta poleci, a kto będzie nam kulki sypał i wymiatał to i owo z podłóg…? To przede wszystkim dla dobra naszych, ale pośrednio to i o dobro nas – czterołapów chodzi.

W każdym razie, bo się coś rozwlekam za bardzo znów – wstęp do nas jest ograniczony bardzo. Na stronie internetowej można sobie oglądać ile się chce, można (a nawet trzeba) do naszych dzwonić o poradę i potem to już z wybrańcem się widzicie przed tym zapoznawczym spacerem.

….i dzięki temu właśnie…

Ach, bo zadzwonił pewien dwunożny i zaczął pytać o tego czy tamtego psa, i jednym z nich był Strączek…

Pies idealny, ze smutną przeszłością, bo jego domem było takie coś…

W domu rasowiec, a Strączek na dworze; tam miejsce kundelka… U nas mu było lepiej, ale domu wypatrywał, jak każdy. Uwielbiający się przytulać, grzeczny, dogadujący się z innymi – był współpsiolokatorem kilku psiolasek i one domy znajdowały, a on zostawał…

W końcu ktoś zadzwonił, szukał psiaka dla starszych dwunożnych, posłuchał, a następnego dnia przyjechali wszyscy i powiedzieli, że właśnie po Strączka….

Wszyscyśmy się poryczeli, a to nie był wcale koniec tej niespodziewanej rzeki dobra, booo…

Kilka dni później się skontaktowali kolejni dwunożni, że chcieliby poznać albo tego, albo innego psa. Ten drugi był w kojcu razem z Morkiem.

Morek był nieśmiałkiem przez te kilka lat mieszkania w schronisku (a kto tam wie, co mu się przydarzyło wcześniej…), właściwie do dziś nie jest takim hej do przodu. W kojcu nie potrafił się sprzedać, bo przecież „ja się boję się”, psiolontariusze na spacerach tłumaczyli mu, że świat zły nie jest, że warto jednak zacząć się uśmiechać do dwunożnych, bo jak inaczej chciałby zmienić miejscówkę na cichszą, spokojniejszą i pełną głasków…?

I właśnie tego pewnego dnia, kiedy ci dwunożni przyszli na te dwa spacery, co to się z nimi zabrał z racji porządku też Morek (bo musicie wiedzieć, że jak kto mieszka z drugim psem, to sprawiedliwość być musi i do lasu idą dwa na raz), to potem poszli do domu jeszcze pomyśleć i kiedy wrócili, to powiedzieli, że… przyszli po Morka!

Tak nasza behapsiorystka go żegnała!

…..i te dwie niesamowite adopcje i tak nie przepowiadały, że….

Bo widzicie, po tym, jak Luger odleciał na drugą stronę, to najstarszym stażowo psem mieszkającym w schronisku stała się Janka.

7 lat w schronisku… Futrzaty kłębek lęków i wątpliwości, których nie sposób było wywiać jej z głowy… Wciąż trzymająca się z boku, bojąca się spojrzeć na dwunożnego; czasami merdała nieśmiało ogonkiem na znajomych Wolontariuszy, ale na więcej raczej nie było jej stać. …i jak Janka miała zmienić schronisko na dom, skoro znaleźć dwunożnego, który podejmie się wyzwania, to jak nauczyć mnie, żeby poczekać ze zjedzeniem smaczka chociaż mikrosekundkę… Nie takie proste… Musiałby zdarzyć się cud…

………………….aż dnia pewnego…………………..

Jedna nasza Wolontariuszka wstawiła na fejsa zdjęcie Janki, to, które widzicie wyżej. Pod nim jedna dwunożna zapytała, skąd ta psiolaska, czy możliwa adopcja, skoro teraz czas jest, jaki jest. No i się zgadały obie, potem był telefon do naszych, odwiedziny…

Przed Janką ta dwunożna miała już takiego trzęsizadka, też od nas, też pokazywała mu powoli świat… Doskonale wie, że przede wszystkim najważniejszy teraz będzie czas i morze spokoju i cierpliwości… Mogło być psiękniej…? Po 7 latach strachu i niepewności trafić do domu, gdzie doskonale rozumie się psie lęki – bezcenne!

…zamknij oczy i posłuchaj o nas… Nasi Ci opowiedzą o jednym, który jest co prawda w średnim wieku, ale ma dużo energii i uwielbia spacery, o drugim, który z przyjemnością przesiedzi pół dnia na kanapie i będzie się wgapiać maślanymi oczami… O sierściuchach też opowiedzą, że ten to będzie biegać za piłkami, a tamten z kolan nie zejdzie od rana do nocy… Wszystko opowiedzą, więc pozwólcie sobie zakochać się w nas zanim ktoś Was odciągnie szczekaniem czy wyciąganiem łap. Pewnie, że te nadgorliwe też potrzebują domu, tak samo jak te, które sprzedać się nie potrafią, po prostu może będzie Wam bardziej po drodze z kimś, na kogo nie zwrócilibyście uwagi…?

Wcale nie mówię, że te adopcje powyżej by się nie zdarzyły, gdyby ci dwunożni sami przyszli do nas i pochodzili między wiatami, wcale tak nie twierdzę! …ale jednak może i Strączek znów żegnałby kolejną współpsiolokatorkę, Janka wciskałaby się w kąt, a Morek tylko łepek wystawiałby z budy… i kolejny rok by im stuknął za kratami. Może nie, ale może jednak…?

W takich czasach takie cuda się dzieją i co prawda zaraza niech pójdzie precz, bo tęskno nam do Was, ale cuda niech się dzieją po wsze czasy!


…a Dradze (kolejna niepozorna, ale jakże idealna psiolaska!) tak się zrobiło błogo przy podpisywaniu papierów adopcyjnych, że po tygodniach odgniatania boków w budzie zasnęła snem kamiennym na posłanku Diega…

Obudziła się w samą porę na ostatnie wyjście przez schroniskową bramę!

2 komentarze

  1. 🙂 pyszczek się cieszy gdy się czyta dobre wieści ❤️❤️❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *