Chcielibyśmy być nadziejni…

To my!

– Nie możesz tak o sobie pisać „to my”, przecież skąd Czytaciele mają wiedzieć??

– Przecież widzą, nie? Napisałem, że to my, to jak mają nie wiedzieć, skoro napisałem?

– …..brak słów mam do ciebie! To ja napiszę.

Otóż znów piszemy ze schroniska w Zawierciu (o, TUTAJ). Głos mamy i korzystamy! Dziś będzie o tym, że my – zwierzaki ze schroniska chcielibyśmy być nadziejne.

– …weź… słowa takiego nie ma nawet…

– Cicho żesz bądź! Jest! Skoro jest słowo „beznadziejne”, to i jest słowo „nadziejne”. Skoro coś jest bez nadziei, to i jest z nadzieją, tak?

Właśnie, że tak.

I wiecie, nasi to nam każdego dnia mówią, że jesteśmy wspaniali, super, w dechę, czadowi, do kochania i brania do domu. My im wierzymy, ale… ale tych domów jakoś nie widać… Jak więc mamy się czuć nadziejnie, skoro wciąż nikt nas nie chce…?

Roy na początku wychodził z budy, dziś już nie chce wcale…

Był kiedyś czyjś. Nauczono go obycia między dwunożnymi, jazdy jeździdłem, noszenia na rękach. Co się stało potem? Nie wiem, ale wiem, że pewnego dnia Roy zawitał do naszego schroniska. Początkowo było dobrze, radził sobie. Psiolontariuszom pokazywał się z najlepszej strony, cieszyły go spacery.

Po kolejnym powrocie do kojca, za kraty, coś w nim chyba pękło. Coraz mniej chętniej wychodził, coraz mniej się uśmiechał, a teraz coraz częściej bywają takie dni, że prawie z budy nie wyjdzie… Nawet kiedy nasi do niego przychodzą, to wybiera samotność niż spacer… Ciężko się na niego patrzy, naszym żal gardło ściska, ilekroć widzą ten potworny smutek… Jak przekonać kogoś, że jest wart najlepszego domu na świecie, jeśli tego domu zwyczajnie nie widać? Roy potrzebuje własnego miejsca, żeby znów poczuć, że żyje. Jak masz już psiumpla, to może nawet lepiej, gdyby Roy miał od razu towarzystwo, może byłoby mu łatwiej. Tylko sierściuszków nie lubi, ale więcej wad nie znam!

Albo Marley. Kto zechce zdrewniałego staruszka?

Nasi mówią, że jest spokojny, łagodny, dogaduje się ze wszystkimi. Czego mu brak? Dobra, słuchu i wzroku na pewno, ale ciężko, żeby w tym wieku dinozaurowym mieć wszystko działające od A do Z. Marley ma swój świat, drepta sobie pomaluśku, ale gdzie jest napisane, że na tak stare lata nie należy mu się nic poza kratami…? Właśnie dlatego został porzucony, bo komuś starość w domu nie pasowała! Jak Marleyowi wyjaśnić, że to wcale nie oznacza, że jest beznadziejny…? Może nie została mu dekada życia, może nie przyjdzie na zawołanie, może czasami się zawiesi, czasami potknie, czasami wpadnie na przeszkodę. Ale będzie w ciepełku, w spokoju, z dala od szczekania, zimnych krat i głasków raz kiedyś, bo przecież łepków u nas czeka na to wiele… Marley może i nie ma wzroku sokoła, ale do serca trafi bezbłędnie, jeśli tylko ktoś je przed nim otworzy… W zimie w schronisku będzie mu niezwykle ciężko, jeszcze jest szansa, żeby go przed nią uwolnić…

…nadzieję niezwykle trudno wlać w głowę Bigosa, którego ktoś wykorzystywał do rozładowania złości…

Ledwo rok po świecie chodzi, a już doświadczył tego, czego nie powinien nigdy żaden zwierz ani nikt inny. Nie wiem, co miał we łbie ten, kto stwierdził, że „zaopiekuje” się małym, biszkoptowym, puchatym kulkiem, ale wiem, że za grosz empatii i godności ten ktoś nie miał. Ani krzty. Bigos trafił do nas z uszkodzoną łapą, bicie pamięta do dziś… Niepewność i strach – to była jego codzienność… Schronisko uratowało jego życie, nasi go wyleczyli, teraz czas, żeby ktoś napisał dalszy ciąg historii Bigosa. Całe życie przed nim. Całe, caluśkie. Jeszcze wszystko można naprawić, jeszcze może być pięknie i normalnie, jeszcze może być nadziejnie! Ten biszkopt będzie jeszcze cudownym członkiem rodziny i najlepsim psiumplem.

…tylko daj mu szansę, bez tego nic się nie uda…

Natan musiał mieć dobry dom, ale albo jego dwunożni zgubili jego, albo on zgubił ich.

Nie wiadomo, czy to specjalnie, bo chłopak jest niewidomy, czy może przypadkiem, ale gdyby szukali…. to by może znaleźli, nie…? Natan jest psideałem i to, że jego oczy są białe i nie rozpoznają niczego poza nocą a dniem, to nie jest żadna wada. On kocha dwunożnych miłością największą, ufa im i spędzałby z nimi każdą wolną chwilę… gdyby mógł. Nie może, bo nasi mają nie tylko jego do wygłaskania i wyspacerowania, ale kiedy już się spotkają, to są to najlepsze z najlepszych, schroniskowe chwile…

Ciężko niewidomym za kratami. Widomym niełatwo, a co dopiero, kiedy ma się tylko nos i uszy do dyspozycji? Słychać i czuć, że ktoś idzie, ale czy ktoś spojrzał w jego stronę? Czy to do niego ktoś coś powiedział? Czy to nad nim się zastanawiają? Niepewność jest okropna! Natan może kierować ślipia w stronę głosów z nadzieją, ale potem może tylko usłyszeć oddalające się kroki…

…i też chciałby być nadziejny. Chciałby, żeby jego oczy nie były przeszkodą w tym, żeby go pokochać i zabrać do domu. Obiecuje, że będzie najlepszym psem ze wszystkich psów, że nauczy się, gdzie jego posłanie, gdzie miska, a gdzie po głaski się przychodzi; nauczy się podwórka, tras spacerowych tak szybko, jak to możliwe! Daje Wam swój szczek, że tak będzie! Z nim wystarczy spędzić tylko chwilę, a już wiadomo, że między Wami zacznie się dziać coś najwyjątkowszego…

Zimy jeszcze nie ma, a już tak mróz szczypie w zadki… Ciężko wychodzić z budy, ciężko dotykać krat nosem, a jak kto nie widzi, to i nie wie, kiedy mu się kojec kończy. Wchodzi nam do głów myśl, że może nie jesteśmy wystarczający, może za mało mamy zalet, może nie jesteśmy za bardzo warci, może jesteśmy za mało fajni, żeby nas pokochać, zabrać, uratować…

Spraw, żebyśmy poczuli się nadziejni, żeby nasze życie przestało być w kratkę, żebyśmy wiedzieli, po co wstajemy rano i żebyśmy kładli się z uśmiechem na ryjkach…

…weź nas do domu… jednego z nas chociaż… chociaż jednego…


Przypominam, mieszkamy w ZAAWIEERCIUUU! O, tutaj – PSTRYK.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *